Nasunęło mi się kolejne ciekawe (przynajmniej dla mnie) pytanie, które może odświezy dyskusje w tym temacie
Czy kierowca, który ma już za sobą "troche tras" i przyzwyczaił sie do niektórych niedogodności, a mimo to dalej czuje duży pociąg do jeżdżenia może z bananem na twarzy ruszyć rano z parkingu i nie odczuwać żadnych bóli (np związanych z tym że "znowu ta pozycja siedząca", zdenerwowania, że mało czasu, do domu daleko itd?
Innymi słowy czy są takie dni, że kiedy nic nie dolega kierowca może poczuć sie swobodnie i te godziny jazdy mijają szybko i przyjemnie, czy mimo wszystko z każdym dniem czujecie że to wybitna rutyna połączona z niedogodnościami, a satysfakcja jest tylko że dojechaliście?
Czy sceneria, w jakiej jedziecie, np przepiękne widoki gór (jakie można zobaczyć w dziale "Trasy") pomaga Wam w jeździe i pozwala zapomnieć o Bożym świecie i cieszyć się, że prowadzicie taką odpowiedzialną maszynę w dodatku, w tak niesamowicie pięknej scenerii, jadąc po równych jak stół drogach, a jednocześnie zmagając sie z wymagającymi podjazdami, zjazdami i zakrętami?