Wiecie co.... stres, adrenaline, rewolucje żołądkowe, śmierć i życie - to wszystko miałem owszem ale na egzaminie kat. B, w mieście oddalonym o 160 kilometrów, po jeździe nad ranem....
Tam po prostu musiałem zdać
Do egzaminu kat. C podszedlem na luzie.
Postanowiłem nie cudowac, nie myślec o tym za bardzo dzien przed i nie przetrzepywac internetu, poradników itd.
Jedyne co to zerwałemsie z łóżka w nocy bo mi nie dawały spokoju światła obrysowe na pojeździe
Musiałem zajrzeć do ksiazki po czym poszedłem spac.
Na miejscu miałem raźno, bo była kilkuosobowa grupa, instruktor okazał sie ok, wylosowaliśmy chyba najlepszy zestaw (ruszanie ze wzniesienia i parkowanie równolegle)
Wszystko poszło jak z platka od ręki, w sumie na miasto wyjeżdżałem na luzie..
W sumie chyba aż za bardzo bo doszło do tak karygodnego błędu i nie było to wynikiem stresu, może wręcz przeciwnie...
Swoją drogą jakby sie jeździło osobówką 100% przepisowo to by sie takiego blędu może nie popełnilo...
A na egzaminie wystarczy sie na chwile zapomnieć czym i Z KIM sie jedzie i trach....
Na C jest jeszcze ten problem że czlowiek sie tak skupia na liniach, krawęznikach itd że na pieszych już brakuje percepcji...
Tak więc.... Może jednak jechać w stresie, podobno przez jakiś czas człowiek wtedy dysponuje dużą "wydajnością"