Błądzicie w koło a odpowiedź wg mnie jest prosta.
Kodeks drogowy (z tego co pamiętam) wyróźnia taką sytuacje jak "sytuacja patowa".
Jest to sytuacja, w której nie udaje sie rozstrzygnąc kto ma pierwszeństwo bo na przykład wszyscy mają lub nikt nie ma
Była mowa o tym na kursie u mnie na B, dokładnie o takim skrzyżowaniu, cztery osobówki dookoła i kto pojedzie pierwszy.
Sytuacje taka rozwiązuje sie sama, ktoś w końcu rusza, bądź zostaje puszczony i po problemie.
edit: a jak już sobie tak filozufujemy to ja też mam pytanie.
Na dobrą sprawe dlaczego sie tak przyjęło, że jak jesteśmy na małym skrzyżowaniu (ciasne uliczki w mieście, uliczki osiedlowe i różne nieduże skrzyżowania) to z założenia jak jedziemy prosto mamy pierwszenstwo?
Innymi słowy dlaczego nie ma żadnego znaku (dla nas) o pierwszenstwie przejazdu? Taka sytuacja nakazywałaby sie zatrzymac i puscić tego z prawej strony, no bo skąd mam wiedziec czy mam pierwszenstwo?
Na kursach sie bardzo silnie wałkuje skrzyżowania równorzedne, a Polsce to jest rzadkośc, okazuje sie ze sa to skrzyzowania wyjątkowe i są oznakowane (chodzi mi o to, że jest znak skrzyżowanie dróg równorzędnych), w dodatku mało kto potrafi sie na nich zachowac. Znam góra dwa skrzyżowania równorzedne u mnie w mieście.
Potraficie jakoś mi odpowiedziec na pytanie?
Dlaczego jak jade przez miasto ciasną uliczką jednokierunkową mam strzelac czy mam pierwszenstwo czy nie? Dlaczego ja nie mam znaku, a ten z prawej ma stop albo ustap pierwszenstwa?
Mam sobie patrzyć na kontur jego znaku i po tym ocenić?