Ja myślę Cyryl, że przesadzasz.
Piszesz jak instruktor, albo egzaminator, ewentualnie policjant. (może dlatego, że posiadasz różne uprawnienia
)
Dobrze wiesz, że są sytuacje, w których pomimo największych naszych checi, pomimo stosowania się do przepisów można kogoś zabić, bądź zrobić mu krzywde.
Uprawiałem wiele lat kolarstwo szosowe i powinienem się trzymać z rowerzystami. Jednak prawdziwi kolarze z reguły rozumieją temat.
Wszyscy pozostali popisują się skrajną głupotą jeżdżac bez oświetlenia.
Jeśli w dodatku robią coś wbrew przepisom ruchu, a na dodatek są np nietrzeźwi to powinni być z całą bezwzględnością ukarani.
Jestem o tyle radykalny, że uważam iż rowerzysta jadący bez oswietlenia powinien być 100% winnym zaistniałego zdarzenia, ale to i tak jest niemożliwe.
Cyryl ciekawe czy gdybyś jechał sobie przepisowo 90 kmh w terenie niezabudowanym, kiedy to wyjechałby Ci zza drzewa prosto pod koła powtarzałbyś dalej to samo... Możemy nawet założyć, że była to próba samobójcza, ale co z tego? To jest nie do udowodnienia, co kierowało tego rowerzystę, wazne, że to Ty przeciez nie zachowałes ostrożności.
Gadanie non stop o niezachowaniu ostrożności prowadzi do jednego tylko wniosku. Wszystkie zdarzenia są wynikiem tego, że obie strony nie zachowały szczególnej ostrozności. Takie myślenie wyklucza możliwośc całkowitej winy sprawcy i całkowitej niewinności poszkodowanego.
Wczoraj leciałem trasą Żywiec-Bielsko biala kto zna tą trase to wie że to lekko mówiąc nic ciekawego.
Było ciemno. Fakt faktem jechałem za szybko jak na teren zabudowany. Jednak na odcinku Bielsko-Biała Żywiec, a to około 20 km.
To około 12-15 km kilometrów to non stop teren zabudowany.
Nikt więc nie zwraca uwagi czy to teren zab. czy nie.
Jeśli komus przeszkadza moje tlumaczenie, to odpowiadam nie, nie jade tak bo inni tak jadą tylko jade tak, bo jak jest widocznosc, nie ma w poblizu pieszych i mozna to jade szybciej.
Jechałem gdzieś z 80, 90, co typowe dla tej drogi.
Nagle ujrzałem, że jakby tuż przede mną coś przecina mi droge.
Okazalo sie, że z lewej koleś wyjechał mi escortem prosto pod koła. Późno go zauważyłem, bo przecież nie miał z boku żadnych świateł. To, że zauwazyłem go jeszcze w miare z daleka to wynik wlasnie ostrożności.
Mam wątpliwości, czy koleś wyjeżdżając z posesji miał w ogóle włączone światla, bo mimo wszystko powinienem jakieś światlo zauwazyc. Podejrewam jednak, że koleś wyjeżdzał bez świateł i włączył je dopiero wjeżdżając na droge, może dlatego nie patrzył na mnie...
Po bardzo gwałtownym hamowaniu miałem mozliwosc złamac kolejny przepis - nadużywanie sygnału dźwiękowego przez czas większy niż 10 sek
To była idealnie prosta droga.
Koleś może myślał, że zdązy (tu pojawia sie pytanie o zdrowie), moze w ogole nie popatrzył, niewazne.
Wjechał tuż przed pędzący jakby nie było samochód.
Przeraża mnie w tym momencie to, że po częsci byłaby bezsprzecznie moja wina, bo grubo przekraczałem dozwoloną prędkość.
Szczerze mówiąc zawsze ciekawi mnie jak to jest rozstrzygane, bo cała masa zdarzen drogowych pomimo winy sprawcy zazwyczaj jest zwiazana rowniez z przekroczeniem dozwolonej prędkości samochodu ofiary.
Jak takie coś jest rozstrzygane?
Wracając do przytoczonego przeze mnie przykładu.
Mogę sobie wlaściwie w całości wyobrazić wypowiedź Cyryla, wiec z góry odpowiadam;-)
Owszem, mogłem jechać 50 kmh.
W tym momencie nachodzi chwila refleksji.
Jednak pojawia się pytanie jakie to ma znaczenie dla sprawy?
Włączanie się do ruchu, to włączanie sie do ruchu.
Nikt normalny nie wjeżdża prosto pod koła jadącego samochodu.
Fakt, że w nocy cięzko ocenic predkosc, z jaką porusza się pojazd, no ale jak sie nie ma pewności to sie nie włącza do ruchu.
Jaką mam gwarancje, ze gdybym jechał 50 to nie wyjechałby mi tak samo pod koła? Nawet przy 50 mozna nie wyhamowac.
Tak więc "Zachowanie szczególnej ostrożnosci" to strasznie długi temat.
We wszystkim trzeba zachować umiar.
Dobrze wiemy jak wyglądają nasze drogi i wiemy, ze większość dróg lokalnych, ktore stanowią duży procent dróg, często głownych w Polsce mozna przejechać zazwyczaj w takim samym czasie skuterem z ogranicznikiem, co samochodem, jadąc przepisowo.
Nadużywanie terenu zabudowanego to chyba ewenement na skalę światową w naszym pięknym kraju. Mam porównanie na przykład z Węgrami. Tam nieraz wali się godzine drogą jednojezdniową i terenu zabudowanego nie uświadczysz, choć zabudowania pojawiają sie w wiekszej ilości niz w Polsce (las i dwie chałupy - teren zabudowany)
Jednak w sytuacji, kiedy przepisy łamie 80% pojazdów pojawiają sie problemy przy kolizacjach i wypadkach z rozstrzyganiem winy.