Cytuj:
Kurs kierowcy autobusu tylko dla bogatych
Piotr Miączyński, Leszek Kostrzewski 2009-01-12
Kurs na zawodowego kierowcę autobusu lub trolejbusu kosztował 750 zł. Od kilku miesięcy trzeba zapłacić 10 tys. zł. Ale nawet jak ktoś pieniądze ma, i tak kursu nie zrobi, bo nie ma gdzie
Zdaniem Bolesława Milewskiego, szefa Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego, pracownicy Ministerstwa Infrastruktury pragną dokonać ekonomicznego cudu. - Bo niby jak można namówić młodego człowieka do wydania 10 tys. zł po to, aby jako zawodowy kierowca zarabiał 2 tys. miesięcznie - zastanawia się Milewski. - I którego młodego chłopaka czy dziewczynę z małego miasteczka na taki wydatek stać?
Nie stać z pewnością pani Małgorzaty Nowakowskiej z Gdańska. Jest samotną matką, nie ma pracy. Chciałaby zacząć pracę jako kierowca trolejbusu. Kilka tygodni temu zdała nawet na prawo jazdy kategorii D, co kosztowało 4 tys. zł.
Od zostania zawodowym kierowcą dzieli ją niewiele i bardzo dużo zarazem - czyli kurs na przewóz osób, który w urzędniczej nowomowie określa się "kwalifikacją wstępną". Owa kwalifikacja - jak wspomina pani Małgorzata - jeszcze niedawno była właściwie formalnością. Kosztowała 750 zł, trwała pięć dni i można ją było zrobić w jej regionie, np. w Pomorskim Ośrodku Ruchu Drogowego.
W połowie ubiegłego roku zmieniły się jednak przepisy ustawy o ruchu i transporcie drogowym. Teraz, by zaliczyć kwalifikację, trzeba odbyć 280 godzin zajęć, gdzie przyszły kierowca, siedząc głównie na teoretycznych zajęciach, uczy się m.in., jak prowadzić samochód, żeby zużywał on mniej paliwa, albo jak zapewnić bezpieczeństwo pasażerom.
- Kurs kosztuje 8-10 tys. zł. Przecież to chore. Człowiek chce pracować, a urzędnicy mu to tak utrudniają. - żali się pani Małgorzata.
I prosi na witrynie internetowej "Gazety" bubleprawne.org: "Zróbcie coś, żebym mogła zacząć pracować jako kierowca. Jeśli urzędnicy chcą zmniejszać bezrobocie i sprawić, aby ludzie nie wyjeżdżali z kraju za pracą, to niech robią ustawy dobre i przemyślane, a nie takie jak ta".
Dlaczego kurs jest tak drogi? Wszystko dlatego że Ministerstwo Infrastruktury ustaliło, że ma on trwać najdłużej ze wszystkich państw w Europie. - Apelowaliśmy od samego początku do Ministerstwa Infrastruktury, żeby zamiast 280 godzin kursu, wprowadzić 140, tak jak jest w innych krajach Unii Europejskiej. - twierdzi Milewski. - Kurs kosztowałby wtedy 3-4 tys. To nadal dużo, ale kwota byłaby bardziej do przejścia. Resort nie chciał nas wtedy słuchać.
Problem jednak na tym się nie kończy. - Nawet gdybym miała te pieniądze, to i tak nie mam gdzie kursu zrobić - opowiada pani Małgorzata.
Dlaczego? - Przepisy wykonawcze do ustawy weszły w życie zbyt późno, ośrodki doszkalające nie miały czasu się przygotować - wyjaśnia Milewski.
Po kilku miesiącach od wejścia nowego prawa w życie pierwsze ośrodki dopiero zaczynają organizować kursy. - Efekt jest taki, że cały czas dzwonią do mnie ludzie z PKS-ów i z miejskich przedsiębiorstw komunikacji miejskiej, że ludzi do pracy nie mogą przez to całe zamieszanie znaleźć - twierdzi Milewski, którego zdaniem problem dotyczy tysięcy kierowców w całej Polsce.
- Jeszcze dziś postawię ten temat na prezydium komisji infrastruktury - zapowiada oburzony wiceszef sejmowej komisji infrastruktury poseł Stanisław Żmijan z PO.
Co na to Ministerstwo Infrastruktury? Zapowiada zmianę. Rzecznik Mikołaj Karpiński zapewnia, że jego resort, "wychodząc naprzeciw oczekiwaniom środowiska transportowego", przygotuje możliwość zdobycia kwalifikacji w wersji przyspieszonej już po 140 godzinach. Przepisy mają, według jego zapewnień, wejść w życie "przed 10 września 2009 r.".
A cena kursu? Jak twierdzi Karpiński, ministerstwo nie miało na nią wpływu, bo cena jest "kształtowana przez rynek szkoleniowy".
- Cała sytuacja to klasyczny przykład urzędniczego myślenia. Zamiast minimum formalności, urzędnik wprowadza maksimum. A ty kierowco się martw. I płać. A później płacz - twierdzi Janusz Paczocha, ekspert od reglamentacji zawodów, za rządów Jerzego Buzka sekretarz zespołu ds. odbiurokratyzowania gospodarki.
Według Paczochy przykład z kierowcami jest symptomatyczny. Na początku wprowadza się ograniczenia w dostępie do zawodu - np. odpłatne kursy - a później cały czas te ograniczenia się zaostrza, np. podnosząc cenę.
- Bo zawody zamknięte mają tendencję, żeby w miarę upływu czasu jeszcze bardziej się zamykać - twierdzi Paczocha.
Specjalne zezwolenia urzędników, wpisy do rejestrów lub uprawnienia wydawane przez samorządy zawodowe potrzebne są do pracy już w trzystu, a może nawet i czterystu zawodach w Polsce. W ilu dokładnie? Tego nikt nie wie, bo politycy dawno stracili nad tym kontrolę.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Cytuj:
Kierownica autobusu dla wybranych
Aneta Zadroga 2009-01-15
10 tys. zł - tyle ma kosztować kurs na przewóz osób zwany kwalifikacją wstępną. Szacunkowo, bo na razie nie ma go gdzie zrobić.
Za zmiany wprowadzone przez Ministerstwo Infrastruktury zapłacą przyszli kierowcy autobusów i krakowskie MPK, które musi wyszkolić nowych pracowników.
Każdy zasiadający za kierownicą autobusu, który uzyskał prawo jazdy kategorii Dl lub D po 10 września 2008 roku, przed rozpoczęciem pracy musi ukończyć specjalne szkolenie, tzw. kwalifikację wstępną. Żeby ją zaliczyć, trzeba odbyć 280 godzin teoretycznych zajęć głównie poświęconych temu, jak prowadzić samochód, by zużywał mniej paliwa, albo jak zapewnić bezpieczeństwo pasażerom. Do niedawna była to formalność. Kosztowała 750 zł - można ją było zrobić w regionie i trwała zaledwie kilka dni. Po zmianach zafundowanych przez Ministerstwo Infrastruktury koszt wzrósł do 8-10 tys. zł. Niewiele jest też ośrodków z uprawnieniami do przeprowadzania kursów, więc nawet, jeśli ktoś gotowy jest wyłożyć pieniądze na zajęcia, musi przygotować się też na szkolenie poza miejscem zamieszkania.
Małopolski Ośrodek Ruchu Drogowego nie zna w Krakowie miejsca, gdzie można ukończyć kurs kwalifikacji wstępnej. Z danych ministerstwa wynika, że ośrodków w Polsce, które już mogą szkolić przyszłych kierowców, jest zaledwie kilka (w woj. wielkopolskim - 2, mazowieckim - 4, zachodniopomorskim - 1, podlaskim - 1 i kujawsko-pomorskim - 1), a kolejne są dopiero w trakcie tworzenia. - Jest problem, bo ustawa nie idzie w parze z realiami. Została wprowadzona zbyt pospiesznie, w związku z tym nie ma kto uczyć przyszłych kierowców - przyznaje Bolesław Milewski, szef Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego. Milewski twierdzi również, że 280 godzin to kuriozum. - Wystarczyłaby połowa tego czasu. Byłoby szybciej i przede wszystkim taniej - przekonuje.
Ministerstwo wspomina o zmianach, ale nieprędko. - Przygotowujemy przyspieszony kurs, który będzie trwał 140 godzin - mówi Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu. - Planujemy, że przepisy te wejdą w życie przed 10 września 2009 roku - dodaje.
Efekt ministerialnego zamieszania jest taki, że w Krakowie znaleźliśmy dwie szkoły, które rozpoczęcie zajęć planują. Koszt - od 8 do 10 tys. zł. Krakowskie MPK, prowadzące nabór na kierowców miejskich autobusów, za zmiany zapłaci w tym roku od 300 do 500 tys. zł. - Mamy około 2,5 tys. pracowników i systematyczną wymianę kadry, więc musimy szkolić nowych kierowców - mówi Marek Gancarczyk, rzecznik MPK. - Takie szkolenie składa się z trzech części: teorii, praktyki i zajęć na autodromie. Problem w tym, że najbliższy jest w Warszawie. Odległość to dodatkowe utrudnienie.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków