Pisałem parę postów wyżej, że mam jeździć busikiem i rozwozić budki, w których robi się hot-dogi. No, ale moja przygoda z firmą zakończyła się po jednym dniu pracy...
Szefo był spoko facet, ale na kwestie formalne był głuchy.
- Trzy razy obiecywano mi podpisanie umowy i niestety nie udało się jej sfinalizować.
- Miały być telefony firmowe, a w pierwszy dzień pracy musiałem stracić 20zł na rozmowy bo trzeba było dzwonić z prywatnego telefonu i ogarnąć wszystkie punkty gdzie stały dziewczyny. Często stały piernik wie gdzie (mogę zapomnieć o zwrocie pieniędzy).
- Obiecano nam pozwolenia na postój na przystankach MPK w mieście...Nic takiego nie dostałem, wszystko na wariackich papierach i na własną odpowiedzialność.
- Po krótkich obliczeniach wyszło, że pracowałbym na 1,5 etatu a zapłata za etat.
- Niewygodna platforma, ciężkie wózki sprawiły, że mój kręgosłup, aż piszczał przy darciu tego żelastwa na pakę. Po 6 zrzuconych wózkach (tj. 2 godz pracy) mój kompan oznajmił, że na budowie się tak nie narobił, a docelowo po miesiącu miało być 30 wózków
- Po zobaczeniu jak napełnia się pojemniki parówkami, chlebem, surówkami itd. nigdy w życiu nie dotknę hot-doga.
Po jednym dniu pracy podziękowałem bo tylko musiałbym do tego dokładać. Szefo obiecał zadzwonić by umówić się na zapłatę za ten jeden dzień, ale tydzień minął i odzewu brak.
Była duża nadzieja, pozostał niesmak. Szkoda, że tak to się skończyło.
P.S. Po dwóch dniach dowiedziałem się, że sanepid zamknął cały ten bałagan bo o względach sanitarnych nie było tam mowy.