Strona 11 z 40 [ Posty: 798 ] Przejdź na stronę Poprzednia 19 10 11 12 1340 Następna
Autor
Wiadomość
Post Wysłano: 06 kwie 2011, 22:42
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Kolejny wyjazd nastąpił tradycyjnie w piątek. Nową tradycją zaś jest fakt iż firma nasza przechodzi z nami na system pracy 2/1 gdyż pozwala to na uniknięcie problemów z odpowiednim wypauzowywaniem się. Cieszy mnie to bardzo, gdyż bywanie częściej w domu zawsze ma plusy.

Na bazę dojechałem lekko spóźniony gdyż, trochę późno wyruszyłem a po drodze natknąłem się na psiarnię która podążała w tym samym kierunku przez co zmuszony byłem do przesadnego egzekwowania wszelkich ograniczeń.

Z bazy ruszyliśmy do Padborga jedynie we dwóch, gdyż od jakiegoś czasu podmiany się tak pozmieniały, że większość chłopaków podmienia się we wtorki a nie piątki. Jako, że ja dzień wcześniej zrobiłem swoim autem sporo kilometrów i nie lubię jeździć cytryną poprosiłem mojego zmiennika Jarka by jechał całą drogę do Padborga co też uczynił. Na miejsce dotarliśmy przed 19:00 wypakowaliśmy się i zapakowaliśmy już do naszego Actrosa. Po odstawieniu naczepy na załadunek udaliśmy się na parking by uporządkować wszystkie rzeczy w aucie i położyć się spać.

Tuż przed 7 rano wróciliśmy po załadowaną naczepę na terminal. Po podczepieniu okazało się, że jeszcze jedno auto z Andaro jedzie w to samo miejsce, więc kolejnych kilka dni jechaliśmy w parze.

Pierwszy rozładunek zaplanowany był na niedzielny poranek w miejscowości Porto Viro znajdującej się przy drodze SS309 Venezia – Ravenna. Dotarliśmy tam o 3:26, a nasi koledzy około 40 minut później gdyż jadąc przodem nie zauważyli odpowiedniego zjazdu na autostradzie i musieli trochę nadrobić kilometrów. O tej porze firma była jeszcze zamknięta więc udaliśmy się na pobliski parking. Pobudka o 7 rano i podjazd pod rampę. Koledzy wstali chwilę później i trafili tak, że wszystkie rampy były już zajęte, więc musieli poczekać stojąc tuż za bramą firmy. Nikt nie wie w jaki sposób ale w pewnej chwili jeden z włoskich kierowców przejeżdżając obok auta naszych kolegów „zabrał” im lewe lusterko, łamiąc całkowicie panoramiczne, obudowę zwykłego i zginając cały pałąk. Ciężko było zrozumieć jego włoską gadkę ale sprawiał wrażenie jakby nie poczuwał się absolutnie do winy. Nie chciał też podawać żadnych danych ani niczego spisywać – dopiero gdy okazało się, że uszkodził w swojej naczepie uszczelkę drzwi zdecydował się na spisanie protokołu by samemu móc odzyskać kasę z AC na ową uszczelkę.
Po wszystkim zjechaliśmy z powrotem na parking by wykręcić pełną pauzę gdyż kolejny rozładunek mieliśmy dopiero późnym wieczorem zaledwie 160km dalej. Po wyspaniu się, posiłku i obejrzeniu dwóch filmów udaliśmy się do miejscowości Eraclea na PN-WSCH od Wenecji. Tam byliśmy około 21 lecz na rozładunek przyszło nam czekać aż do północy, gdyż jak wiadomo Włochom nigdy nigdzie się nie spieszy. Po rozładunku udaliśmy się do kolejnej miejscowości która było Cavallino Treporti oddalone od Eraclea’i o 20km. Dojazd do firmy okazał się lekko skomplikowany ze względu na rozkopane ulice w mieście i objazdy. Okazało się również, że nie ma absolutnie opcji by zaparkować tuż obok firmy gdyż nie było tam żadnego parkingu a jedynie mała zatoczka przy której stał znak tego zakazujący. Na szczęście udało nam się wcisnąć pomiędzy palety z kostką brukową zrzucone przed jednym z zablokowanych wjazdów.

Rano po rozładunku udaliśmy się do miejscowości Jesolo, do której znów przyszło nam trochę błądzić przez to, że firmowa nawigacja nie uwzględnia gabarytów auta. Po dotarciu na miejsce zaliczyliśmy przerwę którą wykorzystaliśmy na śniadanie. Po rozładunku kolejne miejsce Quarto D’ Altino. Dalej ostatnia zrzutka w Mestre. Zaraz po tym informacja i pierwszym załadunku w miejscowości Zevio. Jako, że znałem to miejsce zdecydowaliśmy się, że właśnie tam umyjemy naszą naczepę po rozładunku gdyż jest tam dostęp do bieżącej wody. Na miejscu ustawiliśmy się więc w takim miejscu by nikomu nie przeszkadzać i móc spokojnie to zrobić. Po umyciu i wysuszeniu podjechaliśmy się załadować się pierwszymi sześcioma paletami. Po Zevio zaliczyliśmy San Martino i tradycyjnie Isola Della Scala po owoce i warzywa. Po Isolli wyruszyliśmy już w kierunku Brennero, po drodze jednak lekko zbaczając z trasy do miejscowości Segno Di Taio by doładować się do pełna jabłkami. Część z naszego ładunku przeznaczona była do Norwegii więc tego dnia dojechaliśmy tylko na terminal celny Vipiteno i udaliśmy się spać.

Rankiem zanieśliśmy dokumenty do odprawy celnej, po tym pod prysznic, śniadanie, odbiór dokumentów i ogień na tłoki. W okolicy Monachium ogień ten przygasiło rude ścierwo jadące zielono-białym Audi które stwierdziło, że jechałem zbyt blisko ciężarówki przede mną i po przetrzepaniu dokumentów i tacha (nic nie znajdując) poczęstowało mnie mandatem w wysokości 100euro. Na nic zdały się tłumaczenia, że ten jadący przede mną jechał raz 90km/h by za chwilę zwalniać do 70km/h bo gadał przez telefon zamiast skupić się na jeździe. Nie jestem absolutnie uprzedzony ale koleś zachowywał się jak zasrany gestapo służbista. Zmarnowaliśmy przez niego jakieś 1,5 godziny gdyż nie wożę takiej gotówki przy sobie a on nie miał terminalu do płatności kartą, więc musieliśmy poszukać bankomatu, wypłacić kasę i przywieźć mu na ten parking na którym nas zatrzymał. Jak tu się nie wqurwić od rana?
Po wszystkim musieliśmy się zmienić gdyż musiałem się wyluzować.

Na pierwszy rozładunek dotarliśmy w nocy z wtorku na środę. Rano przy rozładunku okazało się, że część ładunku jest „przymrożona” gdyż cukinia dostała ciemnych plam a koperek był zwiędły. Nie ukrywam, że sytuację tę przewidywałem na załadunku o czym informowałem włoskich ładowaczy-imbecyli którym mówiłem, że muszą na górę palet położyć jakieś kartony gdyż towar jest ściśle załadowany i nie ma dostatecznej dylatacji między paletami i górą może iść zbyt zimne powietrze. Sprawę olali i mam to co mam. Towar rozładowali ale porobili odpowiednie wpisy w listach przewozowych CMR – mam to gdzieś gdyż wydruk z czujników chłodni wykazał, że wszystko było w moimi nastawami w porządku.
Po pauzie załadowano nas w tym samym miejscu w którym się rozładowywaliśmy. Udaliśmy się do miejscowości Norresundby, tuż obok Aalborga. Po rozładunku stanęliśmy sobie na dużym parkingu pewnego centrum handlowego, gdzie wykręciliśmy skróconą ale przedłużoną pauzę weekendową gdyż było to około 36 godzin. Od jakiegoś już czasu usiłowałem zakupić jakieś niebrzydkie małe głośniki do laptopa, takie zasilane z gniazda USB – w Polsce spotykałem same brzydactwa a jeśli ładne to zazwyczaj za grube pieniądze a właśnie w tym duńskim markecie udało mi się zakupić tanie (54DKK), stosunkowo niezłe (2W) o dość minimalistycznym przez co bardzo ładnym wyglądzie. Teraz oglądanie nawet cicho nagranych filmów nie jest męczarnią a względną przyjemnością.

Po pauzie udaliśmy się na załadunek do Royal Greenland w Aalborgu gdzie zostaliśmy załadowani przez bardzo miło koleżankę z Polski. Było to jednak tylko 3 palety dlatego też kolejnym miejscem załadunku było Frederikshavn i znienawidzona przeze mnie firma Laeso. Firma pracuje głównie w nocy (przetwarza krewetkę i inne robactwo) a w ciągu dnia przeważnie jedynie ładuje auta. Zmiana dzienna liczy zawsze 3 wózkowych, 2 pseudokierowników, 1 szefa i kilkoro innych przybłędów. Towar jest nam wrzucany na auto sztaplarką a my do dyspozycji mamy ręczny wózek paletowy. Najczęściej ładujemy 33 palety (tym razem tylko 30) na których jest 56 kartonów z których każdy waży 12kg czyli 56x12=672kg na jednej palecie. Lubię czasem ładować bo to zawsze jakaś forma ruchu ale miałem już taki przypadek, że palety były wysokie i nie równo załadowane a do tego ciężkie przez co dopchnięcie ich ręcznym wózkiem nie jest łatwe czego konsekwencją był fakt, że zabrakło mi na naczepie miejsca na ostatnie 3 palety i miało to miejsce właśnie w Laeso. Dlatego też poinformowałem ładowaczy, że nie będę sam ładował co skończyło się interwencją Frigoscandii – suma summarum g**** wywalczyłem bo i tak musiałem sam załadować a przyglądało mi się sześcioro „bezrobotnych” pracowników owej „dziwnej” firmy. Najgorsze jest to, że przy firmie jest rampa z której można sztaplarką wjechać na naczepę. Po tym załadunku zjazd do Padborga, naczepę zostawiliśmy i udaliśmy się na prysznic i internet na jednym z parkingów. Wieczorem przyjechała kolejna ekipa z Andaro więc wróciliśmy na terminal i siedzieliśmy w kabinie Jelcza, wymieniając się filmami i rozprawiając o naszej doli:).

Rano naczepa była załadowana wcześniej niż zwykle gdyż już około 5 ale z racji tego, że druga ekipa jechała w to samo miejsce zdecydowaliśmy się poczekać na nich do 7 rano bo od tej porze mogli dopiero ruszyć. Droga do Włoch spokojna i przy dobrej pogodzie.
W Colturano byliśmy około 3 w nocy i od razu podjechaliśmy pod rampy rozładunkowe a po nich na pobliski parking i pauzę. Po przebudzeniu pomogłem koledze zamontować nowe lusterka po zeszłotygodniowym zdarzeniu w Porto Viro. Poszło dość sprawnie choć nie udało się podłączyć sterowania lusterka panoramicznego gdyż konieczne do tego kabelki nie zostały dostarczone z nowym lusterkiem a stare uległy całkowitemu zniszczeniu.

Po pauzie udaliśmy się do Verony gdyż tam mieliśmy następnego dnia o 4:30 rano kolejny z serii rozładunków. Dzień zapowiadał się pod znakiem „dhl’a” gdyż mieliśmy zaliczyć 7 rozładunków praktycznie po jednej palecie każdy. Nie da się ukryć, że jest to dość irytujące zważywszy na to, że rozładowuje się często w malutkich miejscowościach do których są kiepskie dojazdy, zakazy tonażowe itp., itd. Więc po kolei zaliczyliśmy Viadana Di Calvisano, Castiglione Del Stiviere, Montichiari, Capriano del Cole, Verolanuova, Paratico, Burago Di Molgora gdzie mieliśmy już pierwszy z załadunków powrotnych oraz dojechaliśmy pod Mediolan gdyż następnego dnia mieliśmy się ładować na tamtejszej giełdzie owocowo-warzywnej a że nie ma tam gdzie parkować to stanęliśmy na jednak stacji paliw na obwodnicy. Spotkaliśmy na niej dość egzotyczną ciężarówkę marki International, na oko z końcówki lat siedemdziesiątych która przyjechała do Włoch z jeszcze bardziej egzotycznego Iranu.

Rano udaliśmy się na giełdę gdzie przyszło nam czekać dość długo na załadunek ze względu na rzekome zmiany zamówień. Po wszystkim udaliśmy się do miejscowości Sona by załadować 2 palety i dalej do Rosegaferro po 4 palety kiwi i do Isolli po resztę ładunku. Po wszystkim udaliśmy się w stronę Rostocku gdyż stamtąd mieliśmy płynąć do Gedser by dalej dotrzeć do Kopenhagi. Jako, że był to wtorek wieczór prom zarezerwowany był na 21:00 w środę a pierwszy rozładunek zaplanowano na 4:00 w czwartek więc musieliśmy dokładnie rozplanować czas jazdy i pracy co by pozostać w zgodzie z przepisami, co się finalnie dzięki planistom z Frigoscandii nie udało, ale o tym cisza.
Dotarliśmy więc tej nocy do miejscowości Denkendorf jakieś 60km od Ingolstadt, pewnie jeżdżący w te kierunki znają ją gdyż tuż przy autostradzie jest pewien duży sklep samoobsługowy chętnie przez kierowców ciężarówek odwiedzany. Właśnie przy nim spędziliśmy resztę nocy.

Rankiem zakupiliśmy świeże pieczywo i po śniadaniu ruszyliśmy w kierunku Rostocku. Dokładnie w momencie włączania się do ruchu na autostradzie, śmignęły przed nami dwa auta z plandekami z naszej firmy które również jechały do Rostocku, więc jechaliśmy teraz we trójkę. Do Rostocku dotarliśmy około 19 i od razu udaliśmy się na terminal po bilety i ustawiliśmy się w kolejce. Na promie prysznic, zaległy prezent na Dzień Kobiet w perfumerii i nuda do przybicia. Po zjeździe z promu zakup euro winiety i po dotarciu do Kopenhagi oczekiwanie na rozładunek. Pierwszy z nich miał nastąpić, jak już wspomniałem o 4 rano jednak o tej porze nikogo pod wskazanym adresem nie było, o 5 rano również i o 5:30 też nie było to dość dziwne gdyż byłem już tam kilka razy i zawsze w nocy ktoś tam pracował. Udaliśmy się więc na drugi z zaplanowanych gdyż ten był awizowany na 6:00 i o tej właśnie się odbył. Wróciliśmy na pierwszy z rozładunków i znów nikogo tam nie było, wyjeżdżając z terenu giełdy zauważyliśmy, że auta z logo firmy w której mieliśmy się rozładowywać stoją w innej jej części niż było to zwykle. Okazało się, że firma owa przeniosła swoje biura i magazyny w inną część giełdy o czym nikt nas nie poinformował a na listach przewozowych był wciąż stary adres. Nic to. Rozładunek szybki i parę metrów za płotem giełdy kolejne miejsce zrzutki. Była 7:15 i żywej duszy w firmie – dopiero około 9 przyszedł ktoś by zabrać to co dla niego mieliśmy. Ostatni rozładunek w Koge gdzie pracowali sympatyczni Polacy. Po nim pauza.

Po pauzie powrót do Padborga po serię dziwnych zadań.
Pierwsze z nich to odstawienie naszej naczepy na terminal Frigoscandii, dalej umycie innej pustej i zaciągnięcie jej do Esbjerg’a i zostawienie pod załadunek. Powrót do Padborga samym ciągnikiem. O 3 nad ranem pobranie kolejnej naczepy z pociągu i zaciągnięcie jej na rozładunek najpierw w Odense a dalej w Tilst. Stamtąd na pusto zjazd do Sonderborga, umycie naczepy i zostawienie jej pod załadunek oraz zabranie kolejnej, załadowanej mięsem na hakach (pierwszy raz w życiu z tym jechałem) i odstawienie jej na pociąg w Padborgu (mój komputer pokazywał z nią nacisk na oś ciagnącą 26,7 tony:).
Gdy już to wszystko zrobiliśmy byliśmy dość zajechani ale czekała już na nas w Padborgu służbowa Cytryna więc szybko się przepakowaliśmy i zjazd do domu. Ja spałem większość trasy gdyż jechałem w nocy trochę więcej a ze Szczecina musiałem od razu jechać jeszcze 300km dalej już swoim pięknym Mercedesem :)
CDN

Głodowo mało zdjęć: http://filip1125.picturepush.com/album/ ... e-Box.html

Jedno na zachętę:
Obrazek

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 07 kwie 2011, 9:09
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 16 sie 2009, 13:17
Posty: 587
Samochód: VW Passat b5
Lokalizacja: KMY

Opis jak zwykle rewelacyjny , jedyny pozytywny aspekt wejścia na komputer w trakcie choroby dzisiejszego dnia ;)
Podoba mi się że nie opisujesz tylko pozytywnych aspektów Twojej pracy ;)

Zmiana systemu pracy tez bardzo korzystna ;)

_________________
Mówią na mnie niepoprawny,za arcyzabawny
Nie mam czasu na bycie sławnym.....


Czemu mamy nierówne szanse, kiedy mamy wspólny cel?

______________


Post Wysłano: 07 kwie 2011, 16:13

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 09 mar 2009, 17:43
Posty: 61
GG: 6213674

I kolejna trasa dość dokładnie opisana.Pozdrawiam


Post Wysłano: 07 kwie 2011, 18:41
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 31 paź 2008, 13:45
Posty: 944
Samochód: MERCEDES ACTROS MPIII 1844
Lokalizacja: Siedlce

System pracy piękny :) Zazdroszczę :)


Post Wysłano: 07 kwie 2011, 19:17

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 07 lut 2010, 13:12
Posty: 284
GG: 527470
Samochód: Opel corsa B
Lokalizacja: Krzycko Wielkie

Super opis a w dodatku z życiem.
Czekamy na kolejny.

_________________
Wielkopolska, Mam B,C,C/E,KW,KK,ADR.


Post Wysłano: 07 kwie 2011, 23:38
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 21 lut 2008, 20:19
Posty: 882
Samochód: Toyota Corolla
Lokalizacja: Balbriggan, IRL

Jak zwykle opis bajka, teraz może nawet aktualizacje tematu będą częstsze dzięki nowemu systemowi pracy :D , jak się z mięsem na hakach jechało?mój kolega jeździ co tydzień z tym na Niemcy, kiedyś jak VOSA go zatrzymała na Anglii to sam "przestawiał" ładunek na naczepie żeby odciążyć oś napędową w ciągniku :mrgreen:
P.S. co do szkopa to no comment, jak ja ich nie lubię :twisted:

_________________
VOLVO FAN!!!


Post Wysłano: 08 kwie 2011, 1:43

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 23 lis 2006, 5:54
Posty: 120
Lokalizacja: GDYNIA,Chwaszczyno (GWE)

Opis rewelacja, za kazdym razem jak czytam twoje opisy to czuje sie jak bym byl twoim trzecim okiem i widzial wszystko co opisujesz :), pozdrawiam i czekam na nastepne.


Post Wysłano: 09 kwie 2011, 19:22
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 22 sie 2007, 10:29
Posty: 878
GG: 5761457
Samochód: Actros 4141
Lokalizacja: Nysa

Uwielbiam twoje opisy :P


Post Wysłano: 08 cze 2011, 10:42
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Ciepło się zrobiło więc wykorzystuję ten czas maksymalnie dla siebie, dlatego też nie miałem za bardzo czasu pisać ale ostatnio zacząłem to robić w trakcie tras więc dziś trzy opisy na raz będą.
Jedziemy.

Kolejna trasa to tradycyjny wyjazd w piątek z bazy do Padborga. Jako, że od jakiegoś czasu podmiany moich kolegów następują częściej na początku tygodnia to jest np. we wtorek więc tym razem znów jechaliśmy do Padborga tylko we dwóch.

Zanim dotarłem na bazę zrobiłem lekkie zakupy najpotrzebniejszych rzeczy tym którzy mieli być również tego dnia w Danii by nie musieli robić zakupów za eurasy.
Na miejsce dotarliśmy około godziny 21, przejęliśmy auto a po wypakowaniu się i ogarnięciu rozpoczęliśmy towarzyską część wieczoru z kolegami z firmy. Po wymianie filmów, uwag i poglądów położyliśmy się spać.

Z Padborga wystartowaliśmy następnego dnia o godzinie 7:20. Po drodze w okolicy znanego pewnie niektórym Rasthof’u Borde zostaliśmy zatrzymani do kontroli przez niemieckich celników. Kontrola dokumentów ładunku, auta, naczepy, naszych przebiegła pomyślnie z tym, że jeden z celników uderzył do mnie w te oto słowa
- "Auto ist ok., ladung und papiren auch ok. aber du Herr …(tu padło moje zniemczone nazwisko) bist nicht ok.!"
Okazało się że celnicy w swojej bazie danych wyszukali, że mam niezapłacony mandat z zeszłego roku, wystawiony przez Bundes Autobahn Gestapo i niestety nie możemy ruszać bez jego zapłaty.
Pospacerowaliśmy więc do bankomatu i po uiszczeniu 144 euro ruszyliśmy dalej. Już bez kolejnych niespodzianek ale mój zmiennik jeszcze przez kilka następnych dni naśladował kapitalnie owego celnika i jego gadkę. W Austrii tradycyjne tankowanie.

Na miejsce pierwszej zrzutki czyli Porto Viro dotarliśmy o 2:48 i od razu położyliśmy się spać gdyż firmę otwierają dopiero około 7:30. Rankiem pod rampę, rozładunek i pauza do wieczora.

Na kolejny rozładunek ruszyliśmy około 20:30 do Cesenatico. Zapomniałem, że firma ta jest zlokalizowana tuż obok plaży a, że pogoda tego dnia była piękna to mogliśmy podjechać tam trochę wcześniej by na plaży poleżeć. Mówi się trudno ale i tak nie omieszkaliśmy pomoczyć nóg w Adriatyku wieczorem.

Po porannym rozładunku ruszyliśmy dalej bo mieliśmy ich na rozpisce jeszcze całe mnóstwo bo aż osiem (czyli łącznie 10). Dzień upływał nam więc na krótkich podjazdach i rozładunkach po jednej palecie. Ciekawa sytuacja spotkała nas na piątym miejscu w miejscowości Civitanova Marche. Pierwszym problemem było znalezienie dojazdu pod wskazany adres gdyż trzeba było się dostać na drugą stronę torów kolejowych a dokonać tego można było jedynie przejeżdżając pod nimi. Niestety większość tunelów absolutnie nie przystawała do naszych gabarytów. Udało nam się jednak takowy odnaleźć gdy zaczęliśmy śledzić pewien autobus. Gdy już dojechaliśmy pod firmę (wśród bloków przy plaży) okazało się, że nikogo w niej nie ma. Jeden z kierowców parkujących pod nią swego busa-izotermę poinformował nas, że firma której szukamy owszem jest tu ale pracuje w godzinach od 2 w nocy do 10 rano, a w owej chwili była godzina 14:15 – nie wiem kto ustalał akurat ten rozładunek na tę godzinę ale głowy do tego chyba nie użył. Pojechaliśmy więc dalej a tę paletę musieliśmy przestawiana kolejnych rozładunkach i na koniec wrócić do tego miejsca by rozładować ją następnego dnia. Jako, że lokalizacja tej firmy była mocno nieodpowiednia do parkowania nocą z włączonym agregatem to spędziliśmy ją na parkingu przy autostradzie jakieś 15km od Civitanova.
Rankiem podjechaliśmy na rozładunek i po nim wróciliśmy na ten sam parking tyle, że po drugiej stronie autostrady. Kiedy „przygotowywaliśmy” naczepę do kolejnego załadunku na parking zajechali piękni chłopcy z polizia stradale i po krótkich konsultacjach zdecydowali, że musimy wspomóc włoską gospodarkę kwotą 100euro gdyż naczepy myć na parkingu nie wolno. Jako, że nie mieliśmy ze sobą aż takiej gotówki więc poprowadzili nas do najbliższego bankomatu. Gdy wręczałem im stówkę, jeden z nich wkładając ją do saszetki powiedział, że to dla Berlusconiego, odpowiedziałem że ok. bo przecież bunga-bunga kosztowne są, czym wzbudziłem u nich sporą wesołość.
Chwile po kolejnym mandacie dostaliśmy informację by udać się dalej na południe Włóch gdzie mieliśmy stanąć w pewnym bliżej nieokreślonym miejscu by wykręcić pauzę 24h.

Udało nam się znaleźć w sumie niezłe ale nie idealne miejsce w pobliżu miejscowości Lesina która zlokalizowana jest w dość ciekawym miejscu Włoch a dokładniej w ostrodze „włoskiego buta”. Stacja benzynowa była malutka więc chyba nieczęsto się zdarzało, żeby takie ciężarówki jak nasza spędzały nań 24h przez co wzbudzaliśmy dość spore i nie bardzo zrozumiałe zainteresowanie tankujących autochtonów. Ciekawe było też to, że w dniu w którym tam przyjechaliśmy pogoda była piękna bo słoneczna i około 25st. by już w nocy zmienić się diametralnie na ostry wiatr, deszcz ze spadkiem temperatury do ok 10st. C.
Po pauzie udaliśmy się do miejscowości Torre Mileto gdzie mieliśmy załadować całe auto kalafiorami. Nie małych problemów dostarczyło nam znalezienie miejsca załadunku gdyż prowadziła do niego bardzo kiepska polna droga a sama firma ukryta była za dosłownymi ruinami jakichś stodół.
Po załadunku ruszyliśmy w kierunku Danii. Cała trasa przez Włochy, Austrię, Niemcy i Danię przebiegła spokojnie. Po drodze pauza wypadła nam gdzieś w Niemczech ale naprawdę już nie pamiętam gdzie. Po piątkowym rozładunku zjechaliśmy do Padborga gdzie był czas na prysznic, ogarnięcie auta, filmy, pogaduchy.

Następnego dnia odebraliśmy załadowaną naczepę i udaliśmy się razem z drugą ekipą z Andaro do Włoch. Pierwszy rozładunek mieliśmy w tym samym miejscu a było to Colturano w pobliżu Mediolanu – miejsce doskonale nam znane gdyż stosunkowo często tam jeździmy. Dotarliśmy tam tuż po 5 rano w niedzielę. Tym razem również lista naszych rozładunków była niewąska bo zawierała znów 10 pozycji.
Drugi rozładunek mieliśmy o godzinie 4:30 rano w poniedziałek w Weronie, po nim sześć kolejnych i finałowy znów w Weronie – dość ciekawy bo firma zlokalizowana w mieście tuż przy wiadukcie, brak ramp, podjazdu, sztaplarki a w dodatku zamknięta – czekaliśmy ok. 1,5 godziny stojąc wprost na ulicy na światłach awaryjnych czekając na rozładunek. Panowie jak już przyszli to na naczepę wrzucili ręczny wózek paletowy by palety podwieźć do krawędzi naczepy a stamtąd już sobie po kartoniku ściągali.
Po tym śmiesznym rozładunku polecono nam udać się gdzieś na parking by znów pauzować 24h gdyż nie ma o tej porze (17) dla nas załadunku – głupi nie jestem a i doświadczenia co raz więcej więc logiczne było dla mnie, że skoro nie ma załadunku o 17 w poniedziałek to i we wtorek o 17 nie będzie bo nie jest to godzina na załadunki, no chyba że…
Żadne, „że” się nie wydarzyło i staliśmy więc do środy gdy około 11 polecono nam zabrać jedną paletę z miejscowości Sona i zawieźć ją do Isola Della Scala gdzie miano nas doładować do pełna byśmy mogli wrócić do Danii. W Isoli jednak polecono nam zdjąć ową paletę i udać się pusto do miejscowości Laas zlokalizowanej już w Alpach a jakieś 350km od Isoli. Pojechaliśmy. Na miejsce dotarliśmy około 18 i jak łatwo było przypuszczać załadować już tego dnia nikt nas nie chciał. Kolejna pauza i kolejny zmarnowany dzień.

Rankiem w czwartek udałem się do biura celem ustalenia szczegółów załadunku. Miła pani spisała dane i poleciła pojawić się przy jej okienku około godziny 10. O 10 okazało się, że miła pani nic nie wie na temat tego by nasza naczepa miała być załadowana tego dnia. Szybki telefon do naszej spedytorki Ani która zgłosiła ten fakt pryncypałom z Frigoscandii. Informacja zwrotna wskazała godzinę 16 na tę w której ma nastąpić załadunek. Podjęliśmy więc decyzję, że nie będziemy jak pajace siedzieć cały dzień w aucie i idziemy „na miasto” celem zwiedzania (choć nawet nie wiedzieliśmy czy będzie cokolwiek do zwiedzania) i zrobienia jakiś zakupów (chleb, bagietki czy inne świeże pieczywo, owoce i warzywa).
Po drodze zaszedłem by się upewnić o tym iż faktycznie o 16 nastąpi załadunek. Miła pani poinformowała mnie byśmy się podstawili pod rampę gdyż towar jest już gotowy – nici więc ze zwiedzania. Załadunek poszedł szybko i sprawnie jednak po nim okazało się, że miła pani nie ma jeszcze gotowych dokumentów i poleciła mi przyjść po nie za ok. 20 minut. Po ich upłynięciu znów nie były gotowe więc kazano mi przyjść za kolejnych 10 minut. Gdy i te upłynęły okazało się, że drzwi firmy są zamknięte a w biurach nikogo nie ma gdyż była to pora słynnej włoskiej mangiary – czyli kolejne dwie godziny trzeba czekać. Poczułem się delikatnie rzecz ujmując „zrobiony w człona” przez ową miłą panią. Pomyśleliśmy, że może na rampie ktoś będzie kto dokumenty nam wyda byśmy mogli jechać na kolejne dwa załadunki - nie było a co najlepsze gdy chcieliśmy z firmy wyjechać by znów udać się pod biura zamknięto nam przed nosem bramę wyjazdową. Mangiara w tej firmie trwała 1,5 godziny a nie dwie więc zawsze to trochę czasu oszczędzonego – jednak nic z tego gdyż po jej zakończeniu dokumenty nadal nie były gotowe. Miła pani w moich oczach była już wredną biurwą która nie potrafi niczego załatwić dlatego po ten ostatni raz poprosiłem by udał się do niej mój zmiennik. Liczba zmarnowanych godzin i straconych nerwów niewspółmierna do rangi załadunku. Kolejne dwa przebiegły dość sprawnie bo musiały być trochę przez nas podsycane gdyż był to czwartek przed świętami a w piątek Austria miała być wyłączona z ruchu ciężarówek a część naszego ładunku jechała na Norwegię więc musieliśmy jeszcze przed opuszczeniem Włoch zrobić jego odprawę w Schenkerze Vipiteno który to pracuje tylko do godziny 21. Na szczęście nasza spedytorka Ania wszystko ładnie załatwiła i panowie z Schenkera zaczekali na nas i zrobili wszystkie dokumenty bardzo szybko i bez marudzenia.

Rozładunek mieliśmy na szczęście w Padborgu gdyż był to faktycznie przeładunek na inną naczepę która dalej pojechała pociągiem do Norwegii.
Ogarnęliśmy więc auto, spakowaliśmy się i pojechaliśmy na święta do domu.

Obrazek

Foty: http://filip1125.picturepush.com/album/156501/p-II.html

Kolejna:

Po świętach dostałem już informację chyba w środę o tym, że wyjazd nastąpi dzień wcześniej bo w czwartek oraz o tym, że pojadę sam (mój zmiennik Jarek wziął 2 tygodnie wolnego) w okolice Rzymu. Jarek poinformował mnie również, że złożył w firmie wypowiedzenie i pojedzie jeszcze ze mną tydzień i odchodzi do innej firmy, czemu się w sumie nie dziwię znając jego, jego sytuację i zarobki skoczków w naszej firmie.
W czwartek rano sprecyzowano szczegóły wyjazdu – miałem dotrzeć na godzinę 6 rano do Magdeburga na swoje auto i dalej ruszać na Rzym.

Z domu wyjechałem wieczorem i muszę przyznać, że kiepsko mi się jechało do Szczecina strasznie, po drodze zmuszony byłem zatrzymać się na chwilę by się zdrzemnąć bo nie byłbym w stanie inaczej dotrzeć bezpiecznie nawet do Szczecina. Na bazę dotarłem więc około 4 nad ranem czyli do Magdeburga byłbym teoretycznie spóźniony, jednak ekipa która przyprowadziła mojego Mercedesa dotarła tam dopiero około 11 więc mimo spóźnienia czekałem na nich ponad 3 godziny. Przepakowałem się spokojnie, ogarnąłem auto, zjadłem śniadanie i ruszyłem bez pośpiechu na Rzym. Tego dnia dotarłem w okolice Insbruku i tam spędziłem nockę. Wjechałem w „rajki” odwrotną stroną co by nie przeszkadzać za bardzo pracującym agregatem, stojącym obok „plandekowcom” – przysporzyło mi to sporo kłopotów podczas wyjazdu gdyż w ciągu dnia parking został zastawiony przez „laweciarzy” i samotne konie. Po drodze do Rzymu spotykałem dość sporą liczbę osobówek i autokarów z Polski które podążały do Watykanu – nie wiem po jaką cholerę.

Do celu mojej trasy czyli Fiumicino zlokalizowanego tuż obok rzymskiego lotniska im. Leaonarda Da Vinci dotarłem około godziny 22 w sobotę. Ustawiłem się pod firmą i po kolacji położyłem spać.
Następnego dnia rano około 10 zostałem obudzony przez pracownika firmy dla której przywiozłem towar. Dość szybko i sprawnie rozładowaliśmy całą naczepę, po czym umyłem ją sobie i ustawiłem we wcześniejszym miejscu. Załadunku tego dnia absolutnie nie miałem się co spodziewać gdyż była to nie dość, że niedziela to jeszcze Święto Pracy. Dlatego też reszta dnia upłynęła mi na montowaniu ostatnio zakupionych chlapaczy do mojego auta i sprawniejszej anteny do CB radia a także „myciu” auta – z nudów wlazłem aż na jego dach by porządnie go umyć i wymienić żarówkę w halogenie.

Następnego dnia rano otrzymałem informację by udać się w kierunku Florencji gdzie miałem załadować pierwszą część towaru. Dotarłem tam przed 14 i załadowałem 19 palet mrożonej pizzy. Dalej polecono mi się udać do miejscowości Nogarolle Rocca mieszczącej się niedaleko Verony. Tam musiałem poczekać około godziny na to by w firmie Svat znaleziono towar który miałem zabrać. Po jego załadunku polecono mi znaleźć jakiś parking i czekać do następnego dnia – jako, że strefa przemysłowa NR posiada świetny parking to tam też się udałem.

Wtorkowego ranka nikt nie dzwonił więc z nudów wymyślałem sobie kolejne misje do wykonania przy aucie a także przydarzyła mi się dość ciekawa rozmowa z kierowcą firmy Unterer (firma austriacka, z oddziałem we Wrocławiu, z autami zarejestrowanymi w Czechach a naczepami w Austrii – niezły misz-masz).
Około 13 polecono mi pojechać do Isola Della Scala na załadunek. Po nim pojechałem do miejscowości Rosegaferro by doładować się do pełna owocami kiwi. Trochę się zamotałem w owej miejscowości przez zakazy tonażowe.
Powrót przebiegał dość sprawnie i tego dnia dotarłem do miejscowości Denkendorf (ok. 15km za Ingolstadt) gdzie zazwyczaj staję na zakupy w „Aldiku” – tam też spędziłem noc.

Rankiem po zakupach i śniadaniu ruszyłem w stronę Rostocku gdyż mój ładunek przeznaczony był do Szwecji. Po drodze musiałem zmienić auta gdyż mój Mercedes musiał zjechać do Szczecina na coroczny przegląd techniczny. Zmiana ta nastąpiła na ringu Berlina na stacji benzynowej na której następują zazwyczaj podmiany plandek Andaro. Jako, że wcześniej stałem ponad 45 minut w korku to na ring dotarłem spóźniony i mimo pośpiechu przy przepakowywaniu się do Daf’ne, na promowisko w Rostocku dotarłem w ostatniej chwili a na prom wjeżdżałem z marszu i chyba jako ostatni.
Następnego dnia po zjechaniu z promu zmuszony byłem „dokręcać” pauzę przez co również lekko spóźniłem się na pierwszy rozładunek – firma odbierająca była jednak na tyle duża, że nie robiło jej to specjalnej różnicy. Druga firma była jeszcze bardziej wyrozumiała gdyż w ogóle się nie spodziewała mnie tego dnia. Warte odnotowania było też to, że była to firma zlokalizowana na przysłowiowym końcu świata. Jechałem do niej w przekonaniu, że będzie mała. Zjechałem z drogi głównej na dzielnicę przemysłową która przeszła w dzielnicę domków jednorodzinnych, dalej asfalt zmienił się w szuter a później szuter w zwykłą polną drogę gdy domy się skończyły. Nawigacja była już od dawna „w polu” ale do celu prowadziły mnie drogowskazy z nazwą firmy. Celem mojej podróży okazało się dość pokaźnych rozmiarów gospodarstwo rolne które specjalizuje się w uprawie i sprzedaży warzyw czystych ekologicznie. Rozładunku dokonywał spokojny brodacz który zadawał sporo pytań. Moja wiedza o ekologii jest nie mała dlatego nie zdziwiło mnie gdy pokazał mi na czym polega pierwsza widoczna różnica między warzywami Eko a nie Eko na przykładzie bakłażanów które mu przywiozłem – te Eko są mniej więcej o połowę mniejsze od tych które można kupić w polskich marketach.
Po rozładunku ruszyłem w kierunku Padborga gdyż z tych okolic ciężko cokolwiek znaleźć na załadunek do Danii a i potrzebowałem pauzy weekendowej. Zjechałem więc do Padborga do którego w nocy przyjechał również mój zmiennik Jarek, moim Mercedesem po przeglądzie.
Piątek wykorzystałem by w końcu całym zestawem pojechać na myjnię. Po myjni resztę dnia spędziliśmy na nic nie robieniu.

W sobotę rano ruszyliśmy w kierunku Włoch na dwa auta. Po drodze bez przygód i ekscesów. Do Colturano dotarliśmy przed 5 rano, pierwsza drzemką pod rampą a po rozładunku na parkingu. Około 17 ruszyliśmy na następny rozładunek na drugą stronę Mediolanu, by po nim wrócić do oddalonego o 7 kilometrów od Colturano, Carpiano. Tam ostatnia zrzutka i noc.
Rankiem dostaliśmy wytyczne czterech załadunków które wykonywaliśmy do około 21, ze względu na to iż na każdym załadunku wszyscy mieli czas.

Droga powrotna spokojna jak zazwyczaj. Pierwszy rozładunek w Tilst, potem mała przetwórnia gdzieś na duńskiej prowincji i ostatni rozładunek w Odense. Po nim zjazd do Padborga co nas w sumie zdziwiło gdyż była dopiero środa. Dostaliśmy jednak wiadomość, że podmiana nastąpi wcześniej bo w czwartek, przez co będziemy dzień wcześniej w domu. Po pauzie w Odense zjechaliśmy do Padborga, noc spędziliśmy na necie a następny dzień upłynął na czekaniu na podmianę. Zmiennicy dotarli około 19 a do ciepłego łóżka w domu położyłem się około 4:30 rano następnego dnia.

Obrazek

Fotki: http://filip1125.picturepush.com/album/ ... p-III.html

Będzie jeszcze jeden.

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 08 cze 2011, 11:10
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 31 paź 2008, 13:45
Posty: 944
Samochód: MERCEDES ACTROS MPIII 1844
Lokalizacja: Siedlce

Ty to chłopie masz cierpliwość.

10 załadunków... Po pierwszej takiej trasie bym rzucił kluczykami.


Post Wysłano: 08 cze 2011, 11:16
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Cytuj:
Ty to chłopie masz cierpliwość.

10 załadunków... Po pierwszej takiej trasie bym rzucił kluczykami.
Rozładunków. Załadunków jeszcze nie miałem więcej jak 5. Chłopaki z Andaro mają w Hiszpanii bardzo często po 15 i więcej rozładunków. Wkurza to czasem ale zawsze lepsze to niż robić 3000km w 3 doby.

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 08 cze 2011, 11:21
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 31 paź 2008, 13:45
Posty: 944
Samochód: MERCEDES ACTROS MPIII 1844
Lokalizacja: Siedlce

Cytuj:
Rozładunków. Załadunków jeszcze nie miałem więcej jak 5. Chłopaki z Andaro mają w Hiszpanii bardzo często po 15 i więcej rozładunków. Wkurza to czasem ale zawsze lepsze to niż robić 3000km w 3 doby.
Ja robiłem czasem 4000km w 4 doby i wolę to niż rozładowywać ciężarówką 10 miejsc :) Tym bardziej we Włoszech. Nie wiem jak Ty to tam ogarniasz, jak ja jeździłem to widziałem wszędzie zakazy dla ciężarówek...


Post Wysłano: 08 cze 2011, 11:34
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Cytuj:
Cytuj:
Rozładunków. Załadunków jeszcze nie miałem więcej jak 5. Chłopaki z Andaro mają w Hiszpanii bardzo często po 15 i więcej rozładunków. Wkurza to czasem ale zawsze lepsze to niż robić 3000km w 3 doby.
Ja robiłem czasem 4000km w 4 doby i wolę to niż rozładowywać ciężarówką 10 miejsc :) Tym bardziej we Włoszech. Nie wiem jak Ty to tam ogarniasz, jak ja jeździłem to widziałem wszędzie zakazy dla ciężarówek...
Nie da się ukryć, że zakazy są strasznie irytujące bo stoją często tam gdzie nie są potrzebne a tam gdzie być muszą ich nie ma. Zdarza się, że trzeba objechać miejscowość dookoła i nadrobić dobre 15 kilometrów a innym razem jest tylko jedna metoda - jechać na zakaz a martwić się będziemy później :mrgreen:

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 08 cze 2011, 13:03
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 28 sty 2011, 21:18
Posty: 22
GG: 5000263
Lokalizacja: Łuków Śląski k/Rybnika

Opis trasy jak zawsze bardzo ciekawy :wink:
Czyta się go, jak dobrą książke :D


Post Wysłano: 08 cze 2011, 13:05
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 15 sie 2005, 15:04
Posty: 2873

Ten mandat miałeś pierwotnie w tej kwocie, czy naliczyli sobie jakieś odsetki? Pytam, bo też mam niezapłacone 50 EUR i zgubiłem kwitek. :mrgreen:


Post Wysłano: 08 cze 2011, 14:38

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 07 lut 2010, 13:12
Posty: 284
GG: 527470
Samochód: Opel corsa B
Lokalizacja: Krzycko Wielkie

Kolego opis super wciągający.
Czy lepiej mieć rozładunek w Włoszech czy Austrii??
Którzy są bardziej chętni do rozładunku itp.
Szerokości

_________________
Wielkopolska, Mam B,C,C/E,KW,KK,ADR.


Post Wysłano: 08 cze 2011, 14:43

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 07 cze 2011, 15:50
Posty: 20
GG: 0

Kolejna bardzo ciekawa historia :D . Przeczytałem wszystkie Twoje trasy i jestem pod wrażeniem ! Prosiłbym tylko o więcej zdjęć twojej maszyny :D .


Post Wysłano: 08 cze 2011, 14:46
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Cytuj:
Ten mandat miałeś pierwotnie w tej kwocie, czy naliczyli sobie jakieś odsetki? Pytam, bo też mam niezapłacone 50 EUR i zgubiłem kwitek. :mrgreen:
Mandat był pierwotnie na 124,60 euro więc doliczyli sobie prowizję 20 euro.
Cytuj:
Kolego opis super wciągający.
Czy lepiej mieć rozładunek w Włoszech czy Austrii??
Którzy są bardziej chętni do rozładunku itp.
Szerokości
Trudno powiedzieć bo w Austrii rozładowywałem dwa razy w życiu więc trochę za mało by mieć pogląd. We Włoszech też się zdarza, że rozładują od razu - rzadko niestety.

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 08 cze 2011, 16:18
Awatar użytkownika

Moderator

Offline

Offline

Moderator

Awatar użytkownika


Rejestracja: 22 lut 2009, 18:30
Posty: 1756
GG: 1
Lokalizacja: Częstochowa SC

Jak zwykle ciekawie no i wreszcie opisałeś bo już doczekać się nie mogłem.
Jaki tam już przebieg w tym twoim Mercedesie :D


Post Wysłano: 08 cze 2011, 16:42

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 09 mar 2009, 17:43
Posty: 61
GG: 6213674

Czekałem i się do czekałem nowego opisu.Naprawdę świetny opis :) Pozdrawiam


Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Strona 11 z 40 [ Posty: 798 ] Przejdź na stronę Poprzednia 19 10 11 12 1340 Następna


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do: