Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, i C i E robiłem w "Prafku" z Rysiem. Gościu spoko, powie Ci co i jak i tak naprawde na placu daje Ci wolna rekę i żeby ćwiczyć i samemu wypracować odpowiednie nawyki. Jak Rysia moge polecić to warunki a propo jeżdżenia raz starym raz świeżym mi się nie podobają, a nikt Cię o tym nie uprzedza. Dopiero na placu okazuje się że 'jest nas dwóch' z dwoma instruktorami, TGL leci na miasto, a ty kręcisz się po placu białym.
Jednak Prafko ma, a przynajmniej miało w Bydgoszczy najlepszą cenę. Coś za coś. A obeznanie w innym aucie też się przydaje (dużo bardziej topornym do tego).
a wracając do tematu postu.
Zdałem E do C
za 1 razem ;]
nie bez ekscesów, w sumie pod górke było najbardziej z dotychczasowych moich egzaminów.
Podjechaliśmy na plac. Auto było złączone, więc najpierw rozłączanie, tu jeden szkopuł, podniosłem przyczepe, taki kąt złapał dyszel że nie mogłem podnieść sworznia w aucie. w końcu się udało.
przejazd w pozycje wyjściową i podjazd do podłączania. Podjazd OK, za dużo razy wychodziłem straciłem trochę czasu. Zaczepiło się, guziczek wystaje - a-ha trza będzie szarpnąć. Podłączam elektryke, czas na pneumatyke. I tu problem. Ni ciula nie szło mi to. Jak dawałem na maksa to syczał, wiec troche odbijałem. Pan mówi że źle, no i problem. Kombinuje, aż mi gorąco, nagle słysze że i tak nie zmieszcze się w czasie. Pokazał mi że nie syczy na maksa jak się zrobi ok. Od nowa. Wyjazd do pozycji wyjściowej, podjazd, jedna kontrola odległości i ciach. Pstryczek znów wystaje. Podłączam elektryke, pneumatyka znów to samo. Cykam odłączam, podłączam. I ciągle to samo. Nagle pan zniknął. Hm może moge zrobić tak jak chciałem. Ale pokombinowałem i wyszło w końcu OK, na max bez syczenia. Sprawdzenie świateł. No i plac.
Łuk do porzodu luzik, w tył - za szeroko, skoszony słupek, idzie do mnie, chce wysiadać. A Egzaminator do mnie 'co jest idzie pan do domu?'. Druga próba - OK.
Garaż przodem - wjazd ok, wyjazd, zatrzymałem się, a że zestaw krzywo, to troche cofam, przejechałem przednim kołem linie. Powtórka. 2 próba OK.
Ruszanie pod górke. Udało się OK, mimo że nigdy na ciężarówce tego nie robiłem. No to w miasto, powolutku spokojnie, przejechałem z 5-6 km. Nagle słysze że jeżdże nie dynamicznie, ze 40 km/h ze sznurek sie robi, ze za dużo biegami kręcę itd itp. A ze bylem 1 skrzyzowanie od WORD no to mowie, dupa, pozamiatane. A pan do mnie - W prawo. Troche prostej, podjechalem max pod 50 km/h do następnego skrzyżowania cisza. Gdzieś zredukowałem bieg, i znów ze za dużo zmieniam, ze nie dynamicznie jade itd itp. Następna droga, długa prosta i OK, gdzies z prawej jakis lysol z BMW wystawił dziub, więc zwolniłem, zredukowałem, i znów pretensje ze za duzo biegami motam, kolejna droga, znow sie czepia. Mówię - i tak oblane. Jade dalej, przejście dla pieszych z wysepką, no to nie zatrzymuje się, to on mi niezaliczenie zachowania wobec pieszych. I znów foch o biegi i dynamike... ;/
Zuzamen do kupy, w końcu (z kilkoma uwagami dodatkowymi) wjeżdżam na plac, gaszę auto. No i dyskusja, a to to, a czemu pan nie ustąpił pieszemu, nikt nie jechał, trza sie bylo zatrzymać. Zacząłem dyskutować, po czym sie uciszyłem, przyznałem racje. Oczy spocone, głos drży. Patrze a on wpisuje wynik POZYTYWNY. Uff... po tym wszystkim to już w to nie wierzyłem. Jednak stres robi swoje.
PeEs: plac z powtórkami + miasto - 90 min