Drodzy czytelnicy!
To znowu ja, Struś Pędziwiatr, a.k.a. Konfabulant.
W dzisiejszym dniu będzie historia o tym, jak Orys w niecałe 11 godzin utrzaskał 1200 km.
A było to tak.
Zadzwonił do mnie przed południem szef mój i tako mi rzecze: "weź orysiu małego peugocika z firmy, udaj się nim do domostwa Twego a zwarty bądź i gotów, gdyż wieczorem fracht ważny na port powietrzny Stansted ptakiem żelaznym zza Wielkiej Wody przylata." Tak też żem ucznił, i w domu w gotowości żem przebywał, dopóki wiadome mi nie było iż samolot planowo nieco przed 10 godziną wieczorną przygruntowuje.
Tako więc w mądrości te przysposobiony wiedziałem już, jakie plany poczynić mi trzeba. Postanowiłem, że na szlak o godzinie 15:30 wyruszę, co też uczyniłem, a aby niedowiarkom tu licznym dowieść, że prawdę rzekę, takowy obraz przygotowałem:
Jak własnymi oczyma wyślepić możecie, jest to końcówka konwersacyji, którą przed opuszczeniem domostwa mego przeprowadzałem. Jak widać, rozmowę ową zakończyłem na kilka minut przed wyruszeniem planowym moim.
Szlak na przystań powietrzną Stansted, choć do ważnych nalezy, nie jest w gościniec klasy najwyższej na całej długości swej wyposażony. W części przez wzgórza Cumbrii przepięknej, A66 przez ludnosć lokalną zwanej, miejscami jeno szeroki jest, że dwa wozy obok siebie iść mogą. Na połowie długości swej jest to dukt podły jeno, wąski i kręty, jakie w Polsce czy innych krajach dzikich przeważnie się spotyka.
Na kolejnej częsci marszuty obranej przeze mnie, prace jakoweś się dokonują, przez co rychłość powozu ograniczona być musi. Jest także kilka rozstai ruchliwych, na których ruch powozów latarniami kolorowanymi regulowany być musi.
Dla chętnych, co zapoznać się z marszutą przeze mnie obraną pragną, kartę tę kolorową w zanadrzu mam gotową:
http://g.co/maps/c7jrw
Jednakże jako że obyłym z nie takimi przeszkodami jestem, bez strachu na wojaże me żem wyruszył. I ku radości mej, gościniec puściejszy był jeszcze, niżem w oparciu o doświadczenie me zakładał, tako więc że pomimo żem drogę pomylił na wielkich rozstajach pod Yorkiem i miast w lewo na pomniejszy gościniec A1 zjechać, w prawo na większy M1 się skierowałem, przez co ścieżynami polnymi na szlak uprzednio obrany powrócić mi trzeba było, już o 21:40 u celu mego powóz zastawiłem.
Tam do zarządcy udałem się, któren dokumenta me sprawdził a przez wynalazek diabelski telefonem zwany wywiedział się, że ptak żelazny na lądzie stałym stopy swe już posadził a tragarze pakunki z niego wyjmują, zezwolone mi było do twierdzy owej, cargo terminalem zwanej, wnętrza się udać.
Odźwierny ponownie dokumenta mnie sprawdził, przy czym dwa listy uwierzytelniające, żem ja to ja i nikt inny, przedstawić mu żem musiał i wnet we wnętrzu cargo, tam gdzie powozy liczne, ciężarówkami zwane parkują, jużem powoli się posuwał. Po przejechaniu placu, na którym olbrzymie te powozy załadunek swój odbywają do kolejnego odźwiernego się zgłosiłem, gdzie nie tylko o listy me uwierzytelniające ponownie mnie zapytano, lecz także o licencyę przez królewskiego urzędnika bezpieczeństwem lotniczym się zajmującego podpisaną poproszon zostałem.
Wkrótce takoż tuż przy ptaku żelaznym sie znalazłem, tam gdzie taśmą ruchomą pakunki z paszczęki jego do spichrza wielkiego zjeżdżają. Wnet też urzędnik w kapocie jaskrawej przybieżył a skrzynię dla mnie przeznaczoną na wózeczku zębatym przysunął.
Kolejny raz dokumenta me okazać musiałem, po czym podpisem swym przejęcie odpowiedzialności zaświadczyć mi pozwolone było.
Załadunek rydwanu mego nie trwał nawet i pół pacierza, gdyż skrzynia owa lekką się być okazała. Zabezpieczyłem ją jeno, co by przed uszkodzeniem ją uchronić gdybym to rydwanem mym gwałtowne podrygi uczynić był zmuszon, a obraz kolorowy uczyniłem zgodnie z wymaganiami asekuranta naszego:
Gdyż wszystko wartko odbyło się, i oczekiwanie żadne wymagane ode mnie nie było, czas zyskany na posiłek przeznaczyć postanowiłem. NIestety w sobotnią noc jedynie podła gospoda, mcdonaldem zwana, podwoje swe wciąż otwarte miała. Objednał żem sobie kawy garniec, a także gąskę mięsiwem i serem przedłożoną oraz kartofli fragmenty, na francuską modłę w gorącym oleju osmażone. Posilając się książkę, którą ze sobą noszę, czytałem i tak pół godziny niczym trzask bicza zleciało.
Czas zatem mi było w drogę powrotną wyruszyć. Zakręciłem szeroko a na gościniec powróciłem, jednakże ku północy tym razem się kierując. Co by raźniej mi było, z machiny przemyślej, która w wozie mym zamontowana została, bardów rozmaitych głosy wydobywać kazałem. Gdy Cambridge minąłem, piosenka przez muzykantów "Strachami na Lachy" się zwących dobiegła mnie, a w niej zwrotka o dyskutantach internetowych uwagę mą przykłuła. NIe wiedzieć czemu o adwersarzu mym, z którym powyżej tu szable erystyczne zwierać żeśmy raczyli, myśleć ma głowa zaczęła, i tak wykoncypowałem, iż podróż mą uwieczniwszy o możliwościach tego, o czym piszę wykonania, przekonać go mogę.
Takoż więc na bok gościńca zjechałem, magiczną mą mapę kosmiczną do wiatrochronu przytwierdziłem, kierunek ku domostwu memu wskazywać jej nakazałem a wszystko to na magicznym obrazie uwiecznić raczyłem:
Jak więc każden z Was na oczy swe własne ujrzeć może, cztery na dwunastą czasomierz wskazuje, a do pokonania 337 mil przede mną wciąż czeka.
Z kopyta więc ruszyłem, bacząc jednak, by limitacji rychłości nie przekroczyć, gdyż to, co na prawo od wolantu a na dół od mapy kosmicznej na obrazie poniższym się znajduje, szefostwu memu szpiegować mnie z lotu ptaka zezwala:
Tak więc jeśli rychłość najwyższą przekraczać sobie pozwalałem, to jeno nieznacznie, by gniewu u szefa mego nie wzbudzić.
Uważać jednak trzeba mi było, gdyż w miejscach niektórych zmniejszenie rychłości tablicami przydrożnymi nakazane było. Tu na przykład do 50 ograniczyć się musiałem:
gdyż jednak pęd wciąż wielki obrazu klarownego wykonać nie pozwalał, potwierdzenie z mapy kosmicznej raczcie, proszę, obejrzeć:
Jak widać jest jasno 50 mil na godzinę jedynie pędzić mi wolno, co w mniej barbarzyńskich krainach 80 kilometrom odpowiada. Szczęśliwie te limitacye na krótkich odcinkach nakazane były, tak że wkrótce znów 70 poruszać się można było.
Wnet jednak do miejca, w którym prace na gościńcu się odbywają, dotarłem, gdzie znowu wodze ściągnąć musiałem i nie więcej jak 50 wskazówce punktować pozwalać. Prace te wielkie są okrutnie, a tak machiny olbrzymie wały i wykopy przez mil kilkanaście prowadzą, przez co rychłość wciąż ograniczona być musi.
Tu jednak natura daniny swej sie domagać zaczęła, przez co z gościńca zjechać musiałem, by miejsce, gdzie sam cesarz nawet piechotą i bez doradców się udaje odwiedzić. Było to w zajeździe, gdzie esencyję magiczną do pojazdu mego uzupełniać można:
jednak talary przez inny bank wydawane tu akceptują, także ja esencyję gdzie indziej uzupełniać zmuszon byłem.
Powrót na gościniec o wiele trudniejszy się okazał, gdyż prace ziemne tam prowadzone bezpośredni nań wjazd uniemożliwiały, przez co wąskimi traktami przez zwały ziemi i kamieni przez blisko milę poruszać się mi dane było:
Wnet jednak na powrót na gościńcu się znalazłem, a na nim zajazd był taki, gdzie na talary me życzliwie spoglądano:
Niebawem znów w drogę, obficie zaopatrzony, wyruszyć mogłem.
Odcinek trudniejszy mnie czekał, gdzie gościniec wciąż standardom światowym nie odpowiada, a wielkie powozy, które wyprzedzić na krętej drodze niełatwo przychodzi, marszutę mą spowolnić mogły. Wpierw jednak zatrzyman zostałem przez latarnię czerwoną i choć nikt gościńcem poprzecznym nie jechał, przez pacierz lub dwa na miejscu zmuszonym był oczekiwać:
Na wąskim gościńcu szczęście dość mi sprzyjało, tak że jeno przez mil kilka tył powozu wielkiego oglądać mi było dane:
Przy wjeździe ponownym na gościniec szeroki ponownie czerwone latarnie oglądać żem musiał:
Stamtąd droga do Szkocyi prosta już się wydaje, jednak ekstrema pogodowe, z których kraina ta w świecie słynie, we znaki się mi dały. Wpierw ulewa straszliwa, przez co wóz mój w koleinach wody pełnych dość narowisty się zrobił, następnie mgła tak gęsta, że kto śmierci nie pragnął, ostrożnie naprzód poruszać się musiał:
Wnet jednak wiatr dobry powietrze morowe rozgonił, a do grodu Szkocyi największego, Glasgow zwanego, bez przygód dotrzeć dane mi było. Radość wielką widok dyliżansu piętrowego mi sprawił, wiadome mi było bowiem, że dom mój odległy być nie może:
Tymczasem godzina 4 nad ranem wybiła i w cztery pacierze później powóz mój zatrzymałem, by kolejne obrazki uczynić:
Jakaż to radość wielka, gdy dom już o krok, podróżnego udręczonego przepełnia!!!
***WYBACZCIE PANOWIE, ŻE OBRAZ OSTATNI DLA SIEBIE ZACHOWAM, GDYŻ Z RACJI BLISKOŚCI DOMOSTWA MOJEGO ZBYT ŁACNO ODNALEŹĆ MIEJSCE ZAMIESZKANIA MEGO BY BYŁO
***
A zatem, mili moi, arytmometry w dłoń weźcie a rachunki ze mną poczyńcie.
W godzin pięć 335 mil pokonać mi się udało, co średnią ponad 65 mil na każdą z nich daje. W języku polskim matematykom bliższym rcyhłości 105 km/h odpowiadać by to mogło.
Tak więc sami widzicie, państwo mili, że mimo przeszkód, gościńców podłych, prac na nich prowadzonych, oraz postojów dwóch, przez potrzeby ciała mego, a maszyny mojej wymuszonych, a także mimo tego, żem prędkości 75mph, czyli 120km/h, nie przekraczać się starałem, średnia tak znamienita bez problemu uzyskana być mogła.
W domostwie mym niewiele ponad 12 a pół godziny nie byłem, tak więc drugą połowę doby na wypoczynek przeznaczyć mogę (jednak wciąż siłę mam, by opowieścią mą z Wami się dzielić, a w Morfeusza objęcia udawać się nie planuję gdyż pakunek ów cenny do lokalnego portu powietrznego dziś w siódmą godzinę odstawić mi przykazano. Dokonał bym tego wcześniej, jednak w dzień święty dopiero po roratach spichlerz tutejszy podwoje swe otwiera. Gdybym jednak na port ów, Prestwickiem zwany, po drodze mej udać się musiał, wojaże me dzisiejsze blisko 800 mil by liczyły, dłuższymi nieznacznie jeno będąc.
Tak że gdybym za wolantem pojazdu mego 12 godzin, miast jedenastu dzisiejszych spędził, dzień mój na 800 milach podróży by się zakończył.
Azaliż sami odpowiedzcie mi, bracia w cechu podróżniczym: czyż skoro każdego dnia bez problemu 800 milową podróż wykonać jest możliwe po gościńcach podłych i z rychłości ograniczeniem potężnym, czyż te 300 mil więcej w dzień każdy po gościńcach Germańskich znamienitych z rychłością dowolną pokonywanych niemożliwe być mogło, jeśliby człowiek wysiłku więcej włożył i za wolantem doby blisko dwie trzecie spędzał, pozostałą jej część na sen głownie przeznaczając?