Offline
Użytkownik
Rejestracja: 01 kwie 2005, 15:36
Posty: 6327
Lokalizacja: Wrocław
za PRL-u palety odzisiejszych standardach były rzadkością. część dużych zakładów pracy miało swoje palety o innych wymiarach, więc skrzynie ładunkowe pojazdów nie były wymiarami dostosowane do europalet.
w zakładach nie było takich jak dzisiaj ramp, gdzie można było dostosować do wysokości skrzyni ładunkowej, a samochody ciężarowe były na resorach, więc za- i rozładunek wyglądał porównując z dniem dzisiejszym topornie.
dodatkowo do za- i rozładunków służył w większości polski wózek widłowy RAK, posiadający tylko 1 tonę udźwigu. nie miał wspomagania kierownicy, co przy tego typu pojeździe muszącym manewrować często w miejscu stanowiło udrękę dla kierowcy. ten udźwig był w nowych RAK-ach, później na skutek nieszczelności układu hydraulicznego i mniejszej jego wydajności zmniejszał się. standardową usterką był brak hamulców, ale w wózku wystarczyło wcisnąć sprzęgło i już stawał (automatyczne skrzynie miały wózki bułgarskie o udźwigu 2,5 tony, ale one pracowały tylko wewnątrz dużych zakłądów pracy). podnosząc ładunek na widłach trzeba było dodawać gazu, bo na wolnych obrotach przy wadze ponad 500kg trwało to pół dnia.
w tamtych czasach do każdego miasta była określona ilość kilometrów, do tego była tolerancja chyba 10%, jeżeli w innym mieście było więcej miejsc rozładunków, to trzeba było to po prostu rozpisać w karcie drogowej.
dbanie o sprzęt: gdy wyjeżdżałeś z firmy (mogę tylko powiedzieć o tym gdzie pracowałem - spółdzielnia transportowa), na bramie stał kontroler techniczny i sprawdzał kilometry na liczniku, czy są zgodne z kartą drogową, stan techniczny pojazdu, czystość. jak wszędzie młody był ostrzej traktowany, więc i mi zdarzło się raz, że zostałem z bramy cofnięty z powodu brudnej ramy. nie pojazdu, ale samej ramy.
każdy pojazd miał określoną normę paliwa, rozliczano w okresie miesięcznym, pod koniec miesiąca wywieszano listę z przepałami i oszczędnościami. za przepały karano równowartości paliwa, za oszczędności płacono chyba 75% wartości paliwa.
w spółdzielni transportowej gdzie pracowałem podstawa była bardzo niska i nie szło z tego wyżyć, ale kierowcy mieli udział procentowy od tego co zarobiło auto, bo jeździliśmy na wynajmie. kierowca dostawał od 8 do 11% od zarobku.
inaczej było na przykład w zakładach komunikacji miejskiej. była podstawa, dość niska, wyjście z wolnego, a więc praca wtedy gdy kierowca miał wolne - 100% wiecej i oszczędności paliwa. udział w finalnym wynagrodzeniu było w przypadku dobrego kierowcy równo po 1/3.
natomiast co do samego transportu, ludzie mniej konsumowali z racji braku towarów, więc samego transportu było dużo mniej. wbrew pozorom transport drogowy był dużo droższy niż dzisiaj i inny. droższy dlatego, że jeden pojazd przewoził dużo mniej towarów. w firmie w której pracowałem na 100 Starów przypadło 300 Żuków i właśnie one stanowiły o transporcie, a najczęściej wracały na pusto. cała dystrybucja wrocławskiego Polaru (lodówki i pralki) oraz Wrozametu (kuchenki) odbywała sie właśnie Żukami. ale proszę sobie porównać, że przewiezienie 1 tony towaru na 100 km kosztowało wtedy 14 litrów benzyny, a dzisiaj standardowym zestawem tir kosztuje 1,35 litra ropy, więc transport kolejowy był tańszy. infrastruktura kolejowa nie była zdewastowana, więc bocznice kolejowe były wszędzie. dzisiaj transport kolejowy jest konkurencyjny cenowo wobec samochodowego dopiero wtedy, gdy dystans jest większy niż 1800km. oczywiście inaczej się to ma w przypadku towarów masowych jak węgiel czy kruszywa, ale pod warunkiem jednego miesca załadunku i rozładunku. gdy towar trzeba składować, a później przewozić dalej juz to się nie opłaca, więc transport kolejowy krajowy towarów zwykłych przegrał z transportem drogowym i to są prawa rynku.
natomiast co do łamania prawa, nigdy nie było OK, zawsze było naganne. jednak trzeba rozróżnić zwykłą przestępczość od kombinowania. dobry kierowca zawsze pod fotelem miał wódkę i kilka win, żeby w razie czego, coś w firmie gdzie się ładował kupić (wymieć). pościel, garnki, ręczniki, buty, talerze itp. handel wymienny był na porządku dziennym.
oczywiście, że każdy wolałby w tamtych czasach iść do sklepu i kupić, to co potrzebował, ale nie było takiej możliwości.
dzisiaj kupienie paliwa nie nastręcza żadnych trudności, a mimo to część kierowców nie jest do końca uczciwych. proszę sobie wyobrazić uczciwość kierowców, gdy większość samochodów dostawczych i część ciężarowych była na benzynę, a gdy kierowca musiał zatanować do prywatnego Malucha musiał stać w kolejce na stacji benzynowej 12, 15h. mi się zdarzyło kilkakrotnie stać całą noc. i można był zatanować tylko do zbiornika, więc w przypadku Malucha jakieś 17-18 litrów, więc 250-300km jeżdżenia. tu już nawet nie chodziło o kasę.
póki mieszkałem z rodzicami, póki nie musiałem myśleć skąd wziąć te wszystkie rzeczy, żyłem beztrosko, ale gdy sam założyłem rodzinę i to w czasach największego kryzysu polskiej komuny, dopiero zobaczyłem co to znaczy utrzymać rodzinę.
oczywiście nie jestem dzisiaj z tego dumny, ale gdybym się cofnął w czasie zrobiłbym tak samo, bo po prostu nie miałem innego wyjścia.
jednak dzisiaj nie będę udawał, że było inaczej i nie będę przedstawiał siebie jako świętego. nie uważam też, że karmienie swoich dzieci bajeczkami jaki to tatuś był uczciwy w tamtych czasach, jest lepsze od powiedzenia prawdy, nawet jeżeli ta prawda będzie trudna do zaakceptowania.
dzisiaj jest jak jest i można żyć w jako takim komforcie, ale nie wiadomo jak będzie. nie daj Bóg wojna, kataklizm lub coś innego i wtedy dzisiejsze dzieci będą musiały walczyć o swoje rodziny i oby nie musiały wtedy weryfikować dzisiejszych sądów nad uczciwością rodziców w czasach komuny.