Cytuj:
...to się nie zmieniło do dziś...
ja pamiętam wszystko i złe i dobre rzeczy. no może powiedzmy tak, nie było lepiej, ani gorzej było zupełnie inaczej i tego nie da się porównać.
co donosicieli. zaczynało sie już wcześnie w wiekszości klas szkoły średniej, w każdej grupie na studiach, w pracy, każdy bramkarz w klubie, restauracji był na usługach władzy. musiałeś uważać co mówisz i z kim.
w większości tych donosicieli większośc znała, więc było łatwo.
kiedyś w szkole średniej pani z geografii zapytała: dlaczego powstały Koldyliery?
właściwa odpowiedź miała być: dlatego, że kontynent amerykański się przesuwa i nastąpiło spiętrzenie.
ja powiedziałem cicho: aby czerwona zaraza nie dostała sie do Stanów. akurat nauczycielka słyszała, a była ona partyjna i zaczęła się afera. rodzice do szkoły i niewiele brakowało, aby wyrzucili mnie. więc nawet pozornie niewinny żart mógł się skończyć niewesoło.
zdarzyło mi się już w normalnych czasach, że była różnica zdań między mną, a właścicielem firmy. i kiedy stanęło na moim szef powiedział: nie po to zakładałem własną firme, aby nie mieć racji.
od 1988 roku pracowałem w prywatnych firmach i z małymi wyjątkami nie narzekałem na szefów. u tych kiepskich pracowałem krótko, a u lepszych dłużej (nawet 15 lat).
natomiast w czasach komuny szefem organizacji partyjnej mógł być totalny analfabeta i jakiekolwiek zwrócenie uwagi mogło się źle konczyć.
był w Polsce produkowany Mikrus, połowę mniejszy od Malucha (trudno w to uwierzyć). posiadał z tyłu silnik z Junaka. niby 2+2.
ponieważ w latach '60-tych brakowało wszystkiego, więc pojazdów dostawczych też. szef partii w biurze projektowym wymyślił, aby zrobić Mikrusa w wersji pickup.
ze względu na wymiary i umieszczenie silnika z tyłu było to niemożliwe. inżynierownie z biura próbowali mu to wytłumaczyć.
on przyniósł gazetę w której było ogłoszenie: sprzedam bagażowego Mikrusa i mówi: to co panowie inzynierowie, jakiś samouk w garażu wyklepał taki pojazd, a wy wykształceni tego nie potraficie?
parę osób zwolniono, bardziej ulegli zaczęli bezsensowne projekty, a jeden dociekliwy zadzwoniło do gościa, który dał to ogłoszenie i pyta: jak pan zrobi tego bagażowego Mikrusa. a on na to: nie bagażowego, ale beżowego, to błąd w druku.
ale parę ludzi szef partii wywalił z roboty za nieudolność według niego.
ale pamiętam też inne strony.
dzieciństwo, to imprezy choinkowe w pracy ojca, kolonie w warunkach dzisiaj opłakanych, ale chmary rówieśników co dawało poczucie szczęścia.
w jednej z pierwszych prac jako nowy dostawało się urlop w okresie najmniej atrakcyjnym, co młodemu człowiekowi zupełnie nie odpowiadało.
dostałem urlop w lutym, więc poszedłem do lekarza i ponarzekałem na kręgosłup schorzenie kierowców. jako że w dzieciństwie miałem uraz kręgosłupa dostałem skierowanie do sanatorium. to było 28 dni zwolnienia lekarskiego. wróciłem do pracy przedstawiłem zwolnienie (urlop automatycznie się przesuwał) i powiedziałem kierownikowi: to co dostanę ten urlop w lipcu, bo coś nie bardzo się czuje i moge iść na drugi turnus sanatorium.
i od tej pory miałem urlop w lecie.
co do kombinowania:
jadę z kolegą nad morze na wrocławskim dworcu odchodza dwa pociągi o 22 i 23 godzinie. nie kupiliśmy biletów, bo i tak nie było miejsca. ludzie walą drzwiami oknami, dantejskie sceny.
my spokojnie do poczciarza: szefe dwie osoby do Słupska. on: OK.
w wagonie pocztowym rozkładamy materace dmuchane, śpiwory, zamawiamy budzenie w Słupsku, na miejscu płacimy równowartość pół litra wódki i z wygodami jesteśmy.
to był inny świat, powiedziałbym kosmos.