Witam, egzaminu w piątek niestety nie zdałem
.
Sprawdzenie płynu do spryskiwaczy i kierunkowskazów, zaczynamy spinanie. Nie podjechałem idealnie, pół metra przed ostro odbiłem w prawo, uderzyłem dość mocno, wychodzę - bezpiecznik się nie schował.
Egzaminator kazał mi wykonać "szarpanie" i powiedział, że gdy się schowa pokaże mi to ruchem ręki w lusterku (co mnie bardzo mile zaskoczyło, chyba zazwyczaj tak nie robią?). Zacząłem szarpać zbyt mocno, egzaminator podszedł i mówi, że jeszcze raz tak zrobię i przerwie mi egzamin...
Potem już delikatnie kilka razy przód/tył i się udało. Dalsza część spinania bez problemu, przy sprawdzaniu świateł dosłownie biegałem, udało się "idealnie w 10 min".
Tutaj egzaminator do mnie z pytaniem: "Panie kierowco zawodowy z kat C, czy prawidłowe zamknięcie burt oraz prawidłowe rozmieszczenie i zabezpieczenie ładunku ma znaczenie?"
Mówię, oczywiście że tak, a on pyta czemu tego nie sprawdziłem? Ja na to, że sprawdziłem obchodząc zestaw przy sprawdzaniu oświetlenia, a ładunek obejrzałem, gdy kładłem kliny na przyczepę.
Teraz pytanie - czy takie sprawdzenie jest obowiązkowe (kolejny raz mówię, że chodzi mi o wymogi egzaminacyjne)? Wiele czytałem na ten temat i nie znalazłem nic, może po prostu przeoczyłem.
Egzaminator ustawił auto na łuku, ja zapinam pasy, już wszystko gotowe, kiedy woła mnie na zewnątrz - zaczęło uciekać powietrze z tego zespolonego złącza od pneumatyki, poprawiłem.
Kolejna wątpliwość - gdybym trafił na innego egzaminatora, to mógłby mnie za to oblać? Po zakończonym spinaniu wszystko było ok, dopiero po czasie się tak stało..
Dalsza część placu bez problemu, łuk do tyłu bez żadnego podciągnięcia, nawet nie wiem, czy choć raz się zatrzymałem
. Wysiadłem dla czystości sumienia sprawdzić odległość, było ok, wsiadłem, zapiąłem pasy i mówię, że skończyłem. Parkowanie skośne bez problemu, prostopadłe tyłem z podciągnięciem (gdyby to był kurs, to bym nie robił podciągnięcia, bo prawie na pewno bym wszedł, ale uznałem, że nie ma sensu się popisywać i ryzykować).
No i zaczynamy miasto... Na kursie z miastem zero problemów w zasadzie od 10 ostatnich godzin z kat C, przez wszystkie 25 z CE... Na samym początku pokonała mnie skrzynia, najpierw ruszyłem z 4, jeszcze w ośrodku, auto mi zgasło ;/. Po wyjechaniu na miasto kilka razy jakiś zgrzyt, potem z 5 włączyłem 8... Nie wiem na prawdę czemu tak, nie mogłem tego ogarnąć. Pierwsze światła, lewoskręt... Bardzo krótkie cykle zmiany świateł (tzw. skrzyżowanie im. 112zł, ludzie z Częstochowy znają
), przepuściłem kilka aut, jedzie ostatnie... a w zasadzie nie jedzie, tylko jak ja to określam - czai się. Uznałem, że ma już czerwone i tylko chce dotoczyć się do świateł, więc dynamicznie ruszam (żeby zdążyć, zanim ruszą pojazdy z kierunku poprzecznego). Niestety, nie miałem racji, dalej było zielone, czyli krótko mówiąc - klasyczne wymuszenie.
Co dalej chyba mówić nie muszę, w drodze powrotnej do WORDu miło sobie gadaliśmy, Pan pokazywał co i jak ze skrzynią. Na koniec pochwalił mnie za sytuację na rondzie tuż przy WORD - ja zawracałem lewym pasem, na prawy pas "bardzo nie ładnie, jakby nie mógł poczekać" wjechał TIR, musiałem trochę się namęczyć, żeby mu drogi nie zajechać. Powiedział również, że do placu nie ma żadnych zastrzeżeń (spinania nic nie skomentował), podejrzewa, że do skrzyni bym się przyzwyczaił.
No i ostatnie zdanie - "Powodzenia na następnym egzaminie, bo stać pana, żeby go zdać".
Terminu następnego jeszcze nie mam, jutro muszę się zapisać.
Jak zwykłe miałem napisać dwa zdania o egzaminie, a wyszedł esej
Pozdrawiam.