Witam. Chciałbym opisać dzisiaj sytuację, jaka spotkała mnie na egzaminie kat. C+E w Krakowie i zainteresowanych proszę o przeczytanie mojego postu, bo sytuacja była na prawdę ciekawa.
Egzaminator: Stanisław Lebica. Początkowo żartował, pokazywał co i jak, bo mieliśmy chwilę czasu (bo w samochodzie siedział jeszcze poprzedni egzaminator ze zdającym). Wydawało mi się, że będzie spoko. Ciężko było podpiąć samochód do przyczepy, ale w końcu po 8 minutach mi się udało. Łącznie spinanie trwało na pewno ponad 10 minut, być może nawet 12, ale egzaminator powiedział "niech Panu będzie".
Reszta placu bez problemu, wyjazd na miasto.
Pierwsze światła - w prawo w kierunku mostu Nowohuckiego. I cały czas prosto, aż do wiaduktu, na którym przebiega ul. Jana Pawła II, jadę w tę ulicę. Zawracanie na rondzie Czyżyńskim, następnie w prawo w ul. Marii Dąbrowskiej, na małym rondzie w lewo, w ulicę Madweckiego. Nakaz jazdy w prawo, w ul. Stella-Sawickiego. Zaraz za pasem startowym pierwsza droga w prawo. Następnie zaraz w lewo - znak STOP. Zatrzymałem się, włączyłem kierunkowskaz i ruszyłem (ulica Włodarczyka). I tu pierwszy błąd, bo powinienem wcześniej sygnalizować zamiar skrętu w lewo. Następnie skrzyżowanie: w prawo i na wprost nie puszczał mnie tonaż (dobrze, że to zauważyłem, bo nigdy tam nie byłem), no to jadę w lewo i na światłach też w lewo spowrotem w ulicę Stella-Sawickiego aż do ronda Dywizjonu 308, w prawo aż do ostatniej zawrotki przed rondem Grzegórzeckim. Zawróciłem, następnie w prawo na Stopień Wodny "Dąbie". Następnie dojechałem do skrzyżowania z Nowohucką, egzaminator mówi, że skręcamy w lewo - myślę "super, jadę do ośrodka". Na światłach w prawo już właśnie w kierunku ośrodka. I tu klapa, do tej pory nie chce mi się wierzyć w to, co się tam stało. Po drugiej stronie ośrodka trwają prace bodaj nad poboczem. Około 60% (w mojej ocenie) jezdni zajmuje koparka - zatrzymuję się, po czym uznaję, że zmieszczę się. Samochód już jest przed koparką, ale przyczepa jest trochę złamana. Wrzuciłem pierwszy bieg i powoli pełzam obserwując, co dzieje się z tyłu - jednak nie przejadę. I w tym momencie wciskam hamulec, ale wcześniej (
MOŻE ĆWIERĆ SEKUNDY PRZEDE MNĄ) hamulec wciska egzaminator. I wtedy mówi "Narazie koniec jazdy, czekamy aż koparka odjedzie". Czekam, czekam, nic. Egzaminator po ok. 2 minutach w końcu mówi, żebym nieco wjechał na krawężnik z prawej strony, tak żeby przyczepa zmieściła się koło koparki. Tak zrobiłem i przejechałem spokojnie. Wjechałem na plac, ustawiłem auto, już chciałem się zabierać do rozpinania zestawu, ale egzaminator mi zaczął mówić, co było dobrze, a co źle. Ale w życiu nie przypuszczałem, że za tę sytuację z koparką mnie obleje!
DOKŁADNIE POD OŚRODKIEM! Tyle stresu, tyle potu, skupienia, koncentracji na placu jak i w mieście - wszystko to jak psu w d***