Wczoraj po kilku dniach składania gratów polatałem trochę swoim uturbionym civikiem strasząc ludzi głośno sapiącym zaworem upustowym, dźwięk mega.
Śmiesznie szybko rura od strony kierowcy zawija, spawacz miał taką wizję, ale z założonym zderzakiem ta właśnie strona wygląda lepiej
Gdzie nie spojrzysz atakują dzikie węże...
Niestety turbo pomimo braku choćby najmniejszych wyczuwalnych luzów okazało się lipą, przepuszczało olej, na autostradzie zrobiłem niezły dym, poszło na bogatości, cały tył auta miałem tak naoliwiony, że otwierając klapę ręka się ślizgała
Dolałem oleju ile mi zostało i spokojnie ruszyłem dalej, będąc już kilka kilometrów od domu silnik umarł na zjeździe z obwodnicy, super
Słupek kupię za kilka stówek, ale nie ma szans trafić już tak zdrowego jak ten który mi padł. Turbo do regeneracji trzeba będzie dać, nie chcę innej, musi być TD04HL-13T żeby reszty nie przerabiać, a kolejnej używki ryzykować nie mam ochoty. I tu pytanie
czy regeneracja turbosprężarki to dobry pomysł?! Kiedyś słyszałem opinie, że to nie jest zbyt dobre rozwiązanie na dłuższy czas. Docelowo ma ładować pełnego bara, bo 200 kucy przy 0.6 w aucie ważącym tonę to dla mnie słabizna, ale ja zepsuty jestem pod względem odczuwania wciskania w fotel. Kiedyś było mi przyjemnie w 140-konnym CRX, który miał ~7s do sety, teraz bym nic nie poczuł w takim zamulaczu