Skoro został poruszony temat Polaków w DE, opiszę własne doświadczenia. 25 km na północ od Monachium leżą 3 duże strefy przemysłowe: Eching-Ost/Neufahrn, Hochbrueck i Lohhof. Nazywam je trójkątem Bermudzkim. Znajduje się tam mnóstwo przedsiębiorstw, które zatrudniają wielu kierowców. Najgorsze w okolicy są centrale dystrybucji sieci spożywczych i spedycje drobnicowe. Polscy kierowcy są w tych dwóch branżach bardzo widoczni o ile nie stanowią większości. Można u nich kupić wszystko to co znajduje się na półkach supermarketów a nawet więcej: żywność, owoce, słodycze, alkohole, produkty drogeryjne, sprzęt rtv/agd, elektronikę i oczywiście wache. Pewna sieć w trakcie remanentu rocznego doliczyła się 500 000 euro straty na samym towarze, który nie dojechał do sklepów. Nie wiadomo ile dokładnie zginęło ze zwrotów. Sieć wynajęła detektywów, do śledzenia podejrzanych kierowców. Bawarska policja przeprowadzała przeszukania mieszkań gdzie w pojedynczych przypadkach odzyskiwano towar za kilkanaście tysięcy euro. Jednak mistrzem świata pozostanie dla mnie gość - ofiara nawyków z komuny - który pokusił się na paczkę papieru toaletowego z firmowej ubikacji. Dostał wypowiedzenie. Poza kradzieżami, Polacy stali się bohaterami wielu historii. Tak jak pewien kierowca na nocnej dostawie do supermarketu. W trakcie rozładunku poczuł większą potrzebę. Jednym z aspektów tej roboty jest radzenie sobie w trudnych sytuacjach, nawet takich jak ta. Mała miejscowość, godzina 4 rano, do następnej otwartej stacji wiele kilometrów, a tu prze. Łebski facet wszedł między auto i rampę po czym wypróżnił się do pustej plastikowej skrzynki na pieczywo wprost przed kamerą monitoringu. Film został wysłany na festiwal filmów do przewoźnika. Legendą stał się także pewien pracownik spedycji. Podczas sobotniej popijawy na firmie, około północy zabrakło wódki, a smak dalej był. Jako że typ był już w poważnym stanie, stopień do kabiny Atega był przeszkodą nie do pokonania. Ale to go nie zatrzymało. Wsiadł do widlaka akumulatorowego, a następnie udał się na najbliższą stację benzynową. Mimo niesamowitej charyzmy, pewności siebie i wyzwisk, nie sprzedano mu żadnego alkoholu. To też go nie zatrzymało. Zatrzymał go natomiast wyładowany akumulator na ścieżce rowerowej biegnącej wzdłuż drogi B13. Jechał na następną stację oddaloną o około 5 km.
Sprawy mieszkaniowo-bytowe Polaków to też fajny temat. W Neufahrn znajduje się pewien bardzo duży hotel mieszkalny. Mieszkają w nim sami imigranci, głównie Polacy. Do dyspozycji gości oddane są takie udogodnienia jak 2 lub 4 -osobowe pokoje 10m2 każdy, wspólne łazienki, wspólne kuchnie, niedokończony sufit, niewykończone ściany, smród z łazienki, głośna muzyka u sąsiada, popijawy, awantury i bijatyki. Lokalni policjanci (ci z drogówki także) orientują się w układzie klatek schodowych lepiej niż listonosze. Cena za miesiąc dla jednej osoby stanowi około połowę czynszu z opłatami za mieszkanie 40m2 w tej samej okolicy. Co ciekawe, nigdzie nie ma szyldu że to hotel, jednak miejsc wolnych brak, a jak już to za flaszkę lub kopertę u hausmeister-a hanysa.
I może coś bezpośrednio ode mnie. Gdy przyjechałem do DE zamieszkałem w ciasnym mieszkaniu z trzema innymi kierowcami. Poznałem ich styl życia, nawyki, rytm dnia i tygodnia. Jeden z nich mył się tylko raz w tygodniu "bo z gównem się nie bił". Raz wcierając maść w szyję wytarł sobie jasną plamę. Mieszkanie urządzone było tak, aby umożliwić swobodny przepływ energii życiowej. Co mam na myśli: wnętrze wyposażone w sklejkowe antyki z wystawki i pchlego targu, składane łóżka. Energooszczędna lodówka, która niezużywała prądu, być może przez to że nie działała, telewizor ze śmietnika na balkonie - czekający na eksport - nie wiadomo czy działał, ale jego właściciel twierdził że nawet jeżeli nie, to wyciągnie z niego kineskop i użyje go jako poidła dla kaczek. Spałem w pokoju z kuchnią, więc widziałem i czułem aromaty wielu potraw, bałem się tylko skosztować. Dieta moich współlokatorów składała się głównie z lekko starych bułek i mięsa z terminem ważności do jutra. Ale był wśród nas prawdziwy mistrz kuchni. Prawdziwy talent, jego specjalnością były zupy, którymi chętnie częstował. To co znalazł w kuchni np. stary chleb, mrożone gotowce, kiełbasa, szynka, nadpsute warzywa wrzucał do garnka zalewał i podgrzewał, aż woda zabulgotała. Pewnego razu przyniósł do mieszkania bombę biologiczną, 5kg mięsa "tylko 2 dni po terminie". 2 dni zajęło mu upieczenie tego wszystkiego w piekarniku. Kilka dni leżało to na stole, nikt nic nie ruszył. Gdy pieczeń dostała białych włosków i śmiesznego aromatu, zrobił z tego zupę. No i te imprezy na mieszkaniu. Pozbycie się resztek godności było kulminacją tygodnia. Siedzenie w samej bieliźnie na podłodze, wydawanie nieartykułowanych dźwięków, chodzenie po ścianach, lanie na deskę.
Cytuj:
Co do Polaków zagranicą fajnie,że zmienił sie stereotyp (przynajmniej słyszałem,że taki był)który mówił Polacy tylko kradną samochody.
Nie zmienił się ani trochę. Przyuczałem się do pracy jako dostawca napojów. Gdy byliśmy na stacji, Bawarczyk poinstruował mnie "wiesz, tu nie wolno kraść". Inny uświadomił mnie, że "w Niemczech nie ma nic za darmo". Jeden z moich byłych szefów kazał mi wozić przy sobie 10k euro, aby mnie sprawdzić. Znajomy Osik ma żonę Ukrainkę, gdy nabrał trochę zaufania do mnie zwierzył się że, gdy jechał A4 przez Polskę na Ukrainę, to mijał mnóstwo toalet i pryszniców, powiedział "wiesz, Polacy wcale nie są brudni". Stereotypy są podtrzymywane przez bajki o uebermenschach i rasie aryjskiej. Niemcy nie przestaną w nie wierzyć, bo czym się wtedy dowartościują? Zastanawiam się tylko czy nie ma w tych stereotypach w choć trochę prawdy.