Hej witam po dzisiejszym egzaminie. Zanim napiszę co i jak opiszę dwa dni przed bo miałem w tedy jazdy po długim urlopie instruktora. To ważne bo te dni zaważyły na tym dzisiejszym egzaminie i "chyba przelały czarę goryczy". Instruktor od pierwszego ruszenia jak jechałem w stronę placu zaczął od robienia mi wyrzutów, że znowu za blisko auta przejechałem co tam zaparkowało przed garażami - tak na dzień dobry a naprawdę wiedziałem co robię i po prostu jechałem bardzo wolno i po prostu omijałem by nie rozbijać się po całej drodze bo tam chodzą ludzie i jeżdżą inni - jest to spory plac gdzie jest misz.masz warsztatów itp. łącznie z placem manewrowym. Same manewry ok. ale odnosiłem wrażenie jakby instruktor miał totalnie wy....ne i aby tylko mieć mnie z głowy. Prosząc o powtórkę ze świateł i płynów zrobił to naprawdę na "odwal się" aby szybko i po łebkach. Co do łuku nic nie pomagał tylko mówił na końcu ten 1 m, że dobrze. Na koniec stwierdził zrobimy zawracanie na 3 bo to może być na egzaminie. No to sobie pomyślałem "rychło w czas..." a egzamin za 2 dni. Tłumaczył się, że to proste itp... wiem nie jest to jakieś wyjątkowo trudne ale sam fakt i to, że może ze 3 razy to zrobiliśmy a wiecie ja wolę poćwiczyć coś porządnie nawet jeśli jest z pozoru łatwe. Dodał jeszcze uwagi, że co ja tak kręcę kołami w miejscu, że to żle. No to mówię gościowi, tu jest nie równo samochód stacza się a trzeba dobrze skręcić koła by się na 3 razy zmieścić w tym zawracaniu. No i tak minął wieczór we wtorek na tych jazdach do 19. W środę pojechaliśmy na Radom o 7. To była chyba najgorsza jazda jaką miałem od początku kursu. Nie mówię tutaj o tym, że totalnie mi nie szło. Bardziej chodziło o tego instruktora. Cały czas mnie stresował i robił głupie i prostackie komentarze typu "o wymuszenie i po egzaminie", "czemu tak wolno i ślamazarnie", jak jechałem bardziej z werwą "za szybko gdzie tak pędzisz", jadąc wąską uliczką koło piekarni Fogiel lekko schowałem się do bramy bo z przeciwka jechał samochód by nie doszło do zagrożenia. Tam akurat stały samochody po całej prawej stronie zaparkowane. W tedy nastąpiło apogeum już nie pamiętam ale zaczął się nade mną wytrząsać, że zaraz uwadze jakieś auto z boku, co ja robię itp.. Zatrzymałem się bardzo wolno, obserwowałem lusterka w tym prawe, i naprawdę robiłem to świadomie i rozważnie zgodnie z zasadami wymijania
więc też mi puściły styki i zacząłem się kłócić z nim jak ja to widzę i że wiem co robię i robię to ostrożnie i podałem mu całą regułkę zasady wymijania i zachowania szczególnej ostrożności już dość podniesionym głosem. Kolejna rzecz 2 razy na światłach wrzucałem 2 naprawdę normalnie lekko i sprzęgło do końca wciśnięte. 2 razy coś zgrzytnęło i już komentarze bo skrzynie rozwalisz - t
o mu pokazuje pedał w podłodze i mówię, że nic nie zrobiłem nie tak. To było przy ruszaniu więc naprawdę nie wiem jak mogło tak się stać bo wiem przy dynamicznej zmianie biegów owszem jak nie ma precyzji ale przy ruszaniu mógłby sobie darować te docinki....Ostatnia rzecz to jechałem tam obwodnicą i przed którymś rondem zwalniałem hamując biegami. Na rondzie skrzynia się totalnie zblokowała to znaczy utknęła na jakby luzie ale nie zeszła na dolną mimo, że nacisnąłem ten język pod nią i robiłem wszystko naprawdę z wyczuciem. Też zebrałem ochrzan, że co ja robię, że było by po egzaminie i by mnie oblał za niepanowanie nad pojazdem. To mu pokazuje, język na dolnej skrzyni i normalnie że wszystko robiłem. Sam miał problem by wbić 4 na dolnej skrzyni po prostu coś tam się musiało posypać.
Stwierdził nic jedziemy dalej....Tak minęły mi te godziny po Radomiu.
Po powrocie spędziłem dzień wyciszając się i powtórzyłem jeszcze światła i płyny z uwagi na olewkę instruktora.
Dziś o 7:20 był egzamin. Pan egzaminator się spóźnił trochę - przyszedł i przeprosił i poprosił bym jeszcze zaczekał chwilkę. Potem przywitał się i poprowadził do samochodu i prosił bym szedł przodem choć chciałem by on szedł przodem drzwiami z uprzejmości. Widział, że jestem przestraszony i mnie uspokajał, żebym się nie stresował a dowód sprawdzi już na placu. Pojechaliśmy na łuk, zapytał się mnie o zasady czy znam to odpowiedziałem, że tak. Poprosił o dowód sprawdził wszystko. Wyjaśnił bardzo szczegółowo zadania a miałem sygnał dźwiękowy i awaryjne. Omówił dokładnie układ placu gdzie co jest i jakie linie oraz manewry wylosowane to jest parkowanie skośne i prostopadłe tyłem wjazd a wyjazd przodem. Zostawił mi auto na zapłonie bym mógł pokazać sygnał dźwiękowy już na spokojnie. Widział, że umie więc bardzo spokojnie poszło i nie zadawał jakiś dodatkowych pytań. Nie chciał bym sprawdzał plandeki itp... Kazał mi wsiąść od razu więc nawet nie zauważyłem jak stoi samochód i czy jest ten 1 m bo prosił mnie bym od razu wsiadał i jechał. Wsiadam do mana tgl.250. Ustawiłem wszystko. Ruszam i masakra jakie sprzęgło tam jest wysokie. Naprawdę nie przywykłem, że może tak wysoko brać. Dojechałem do pachołków przodem i stanąłem jak koleżanka radziła troszkę dalej. Jest tam mega spadek naprawdę i auto się stacza....Chce wbić wsteczny i coś nie wchodzi i tak próbuję a tu nic. W końcu się skapnąłem na drążku że jest inny układ nie w lewo za 2 tylko do przodu. Wbiłem i gaz i ruszam - sprzęgło bardzo utrudniało ale bałem się by nie walnąć w pachołek więc dałem trochę gazu aż było słychać
Obrałem sobie tam takie tuje rosną i rampa jest do odśnieżania dachów. Jak wsiadałem wychodziło mi 4 tuja mniej więcej.
Dojechałem mniej więcej tak jak ta tuja stoi przy płocie. Pan mnie woła bym przyszedł. Patrzę i widzę środkowa tyczka dotknięta i przekrzywiona do tyłu. Wiadomo co to oznacza. Pan egzaminator zaprosił mnie do pojazdu i omówił wynik oczywiście negatywny. Bardzo dużo mi też powiedział, że widzi że mnie słabo przygotowano i po prostu muszę to poprawić - tak fajnie zażartował "odrobić pracę domową" . Mówił, że rozumie, że miałem przerwę bo instruktor miał urlop. Pożegnał mnie mówiąc, że jestem kulturalny i uprzejmy i miły i na pewno uda się następnym razem.
Ten Pan i egzamin był o sto razy lepszy niż jaka kolwiek jazda z tym moim instruktorem. Mimo, że nie zdany to jednak wychodziłem zmotywowany i nie byłem jakoś szczególnie załamany. Wiem, że zaufałem instruktorowi a nie stety bardzo się zawiodłem. Robiłem wszystko jak mnie uczył.
Wiem, że gdybym sam coś zrobił źle to wiadomo ma się żal do samego siebie ale tutaj jedyny żal jaki pozostał to do tego instruktora...
Znalazłem inną szkołę w Radomiu i poczytałem bardzo dobre opinie o instruktorze od kat c i c+e. Ludzie bardzo chwalili tego Pana, ze po prostu uczy z powołania. Widziałem plac jak wracałem z zapisów na następny termin, Ładny równy plac z kostki z wyraźnymi liniami. Pojazdy są te same co w WORD mają. Zapisałem się tam na 4 godziny jazd. Następny egzamin mam 11 września a 8 będę miał 2 godziny jazd oraz 11 raniutko przed egzaminem bo ten Pan mówił, że w takiej mojej sytuacji będzie najlepiej. Sam powiedział, że mniej niż 4 godziny nie wystarczą by naprawić ten problem z łapaniem odległości oraz chaosem który wprowadził ten instruktor co mnie niestety szkolił.
Arkusz zachowałem i pokażę go właśnie temu nowemu Panu co będzie mnie szkolił i mam nadzieję, że w końcu się uda. Myślę, też, że ten Pan może trochę mnie naprowadzi co dalej i czy jest jakaś szansa w tym moim dziwnym przypadku.
Zakładam też, że może po prostu uznać, że to nie dla mnie i może nie powinienem dalej brnąć w kat c i potem e. Piszę to bo mam dużo pokory do siebie i chce być uczciwy wobec innych których mógłbym spotkać kiedyś na drodze i samego siebie.
Więc dziś jest mix uczuć ale ogólnie to na czym mi zależało jakoś miało miejsce. Był bardzo miły Pan egzaminator - Starszy Pan z wąsem który naprawdę przekazał mi więcej dobrej energii i rad niż instruktor który mnie szkolił a chyba minął się z powołaniem.