Cytuj:
...Do tej pory mam poczucie zmarnowanych tamtych dwóch godzin. Potem mówiłam Robertowi, że wolę gdy jest na placu razem ze mną...
to nie jest tak do końca.
nauka jazdy to ciężka praca polegająca na popełnianiu błędów i wyciąganiu z nich wniosków.
widzisz my (ja i szkolony) różnimy się tym, że ja już swoje błędy popełniłem, a on dopiero musi popełnić.
mogę udzielić porad, mogę wytknąć błędy, ale na moich błędach on się nie nauczy.
dlatego po dość dokładnym tłumaczeniu, obecności przy pierwszych 2-3 razach, tak samo idę sobie, aby dać wolną rękę kursantowi.
kiedyś byłem taki jak on i nie dowierzając próbowałem zrobić coś według siebie, wbrew wskazówkom, aby się przekonać, że on ma rację.
obecność instruktora przy próbach jazdy po swojemu czy psucia początkowych manewrów dodatkowo może utrudniać mu naukę.
po powrocie nie wyjeżdżam z placu, ale sprawdzam jak poszła nauka śledząc 2-3 powtórzenia tego manewru.
jeżeli masz dzieciaka i uczyłaś go jeździć na rowerze lub pamiętasz jak sama uczułaś się, to wiesz że jest taki moment, w którym dzieciaka trzeba puścić.
oczywiście wywróci się parę razy, potłucze kolana, popłacze się, Tobie będzie przykro, ale inaczej się nie nauczy.
gdy będziesz go podtrzymywała cały czas, nic z tego nie wyjdzie.
oczywiście gdy instruktor idzie sobie nie wytłumaczywszy do końca, gdy nie asystuje w pierwszych próbach, to jego zaniechanie, ale kursant musi zrozumieć, że na egzaminie na placu będzie sam i nikt mu nie pomoże.
a im wcześniej nauczy się radzić z tym - tym lepiej.