Nie chcę pisać nowego tematu, a ten tematycznie pasuje.
Moja pierwsza jazda manem 12,232, Myślałem że będzie gorzej, i tu zaskoczenie. Wsiadłem z instruktorem jako pasażer, pokazał mi co, gdzie i jak, zawiózł na stary pas startowy, (prawko robię w Krakowie ), wsiadłem, pokazał biegi, i ruszamy, rzeczywiście ciężko chodzą biegi i sprzęgło, ale co to dla mnie, jak jeździłem starym polonezem
. Zrobiliśmy dwa kółka i na miasto. Czułem się jak w zwykłym dostawczaku, nawet lepiej, bo lusterka większe. O biegach przez pierwsze 20 minut musiałem myśleć, 3, przebitka 5, 6, 7, 8 nie pozwolił wrzucić
Instruktora mam spokojnego, tłumaczy na bieżąco i wyprzedza moje potencjalne błędy. Na krawężnik nie najechałem, troszkę byłem przerażony jak musiałem się minąć z autobusem
. Schodki zaczęły się na wąskich ulicach - jak dla mnie wąskich
Skręcam w prawo, sygnalizację trochę za blisko jezdni postawili w tym Krakowie
. Później placyk, łuk bez żadnego problemu, słupka nie zahaczyłem, raz musiałem do przodu, ale się wyrobiłem. No i schodki, nie mogę wyczuć długości auta, prawie za każdym razem o metr za wcześnie się zatrzymywałem. Takie pytanko, ile wam zajęło wyczucie samochodu, widzę obrysówki, które są wcześniej niż koniec auta o jakiś metr. Jest jakaś rada dla kursanta, jak to wyczuć? Pół godziny na placu na razie miałem a prawidłowo zatrzymywałem się tylko fuksem. Nie przejechałem linii, ale jakoś nie czuję się pewnie z tym manewrem. Trochę głupio by było rozwalić auto na rampie
Drugi dzień spokojny już, miasto, raz krawężnik
No i nawyki z osobówki, ręka na lewarku, zmiana biegów na torach. Koperta na placyku bez żadnego problemu.