Cytuj:
Na tym "pseudo-torze" na zajęciach z KW był instruktor, który faktycznie znał się na tym co mówi i siedział w temacie. Mówił, że przychodzą do niego goście, którzy po przeklikaniu 130h teorii; nie potrafią poprawnie zapiąć pasa, nie potrafią obsłużyć tachografu na kartę, nie wiedzą jak używać zwalniaczy, podpiąć przyczepę czy choćby poprawnie wsiąść do kabiny. Mówił, że większej bredni jak te elerningi to nie widział nigdy. KW wg. niego powinna być w formie wykładów, prowadzona przez kogoś kto ma doświadczenie za kółkiem, wie co mówić i jak mówić, żeby dotarło. Z tym elerningiem to taka prawda, że może pierwsze 200-300 slajdów w 1 temacie faktycznie człowiek stara się zapamiętać a potem to już tylko chodzi o to żeby przeklikać to g*wno. O tym, że nikt tych slajdów nie sprawdzał chyba nigdy to nie trzeba mówić, bo kto robił ten wie jak bezmyślnie są ułożone.....
Nie każdy ma czas siedzieć pół życia w OSK i słuchać jakiegoś nudziarza, albo z kolei kierowcę z doświadczeniem, który nie umie się wysłowić - w efekcie nic Ci to nie daje. Trafić na kogoś kto mówi ciekawie i rozsądnie jest bardzo trudno i to nie tylko dotyczy wykładowców w OSK, ale też wykładowców akademickich.
Do nauczenia się teorii, najprostszą i najtańszą metodą jest książka. Taką teorię można poszerzać o filmiki (np. obsługa tacho), można poszerzać o wykłady z wybranych zagadnień m.in czas pracy, bo to jeden z najtrudniejszych i najobszerniejszych działów.
Masz rację, że taki kurs nie ma sensu. Zacząć należałoby od tego, że osobny kurs do prawa jazdy nie ma sensu. Ale samo KW liczone w godzinach jest jakąś porażką. Co to kogo obchodzi ile ja się zamierzam uczyć? Dostaję zagadnienia, jak będę czuł się na siłach to idę na egzamin. Jeden przeczyta książkę i "ogarnie" całość, drugi dodatkowo będzie musiał wynotować sobie najważniejsze rzeczy.
Koszt kursu zmniejszyłby się o połowę i każdy musiałby zdać egzamin, a nie przeklikać (czasem z pomocą jakiegoś programiku) 130/260h i udawać że umie.