Aktualnie mam trochę więcej „luzu” więc postanowiłem zaktualizować temat
Pierwsza trasa, którą opisuje rozpoczęła się „praktycznie” 25 lipca kiedy o 15 zadzwonił do mnie wujek, żebym szybko zbierał się do pomocy chłopakom (kierowcom) w postawieniu rozbitej ciężarówki „na koła”.
Po kilkunastu minutach przebrany w firmowy strój stawiłem się na bazie. Szybkie odebranie dokumentów i kluczyków z dwóch Scań (druga jechała aby ściągnąć naczepę ponieważ nasze posrane użedasy zabronili holowania całych zestawów...) poleciałem najpierw odpalić Scanię 2 (tak nazywamy scanię 144L 4X2 bo ma tylko dwie osie) a później firmowy okręt czyli dziobaka. Pod firmowy parking stawili się Piotr i Arek (Piotrek kierowca „dwójki” a Arek kierowca 3 czyli niebieskiej Scani pod gabaryt) po sprawdzeniu dokumentów szybko wystartowaliśmy w kierunku Olesna. Po 20 minutach ostrej jazdy (średnio 100 km/h) dojechaliśmy do potężnego korka który ciągnął się aż 6 km. Przed miejscem wypadku... No to koguty, fanfary, stroboskopy i halogeny poszły w ruch... A wszystko po to aby dojechać na zakręt gdzie Iveco do przewozu pasz „wyłożyło się na zakręcie” naruszając konstrukcję opuszczonego sklepu spożywczego. Przyczyną wypadku była nadmierna prędkość na 80 stopniowym zakręcie... Dalsze procedury (ustawianie holownika, dźwigu) są niezmienne i podobne które zastosowaliśmy na wypadku którym opisywał
FOX. Po 4 minutach Iveco stało już na kołach. Po postawieniu zestawu, szybko rozpięliśmy Iveco od naczepy po czym Piotrek podjechał i spiął naczepę ze swoim koniem a po chwili znikł nam z oczu (zakotwiczył na pobliskim parkingu) a my z Arkiem spieliśmy holownik i Iveco na sztywnym holu (aby udrożnić ruch nie zapinaliśmy Iveca na ramię). No i tu zaczęła się dla Tirusia przygoda
. Bo ktoś musiał poprowadzić Holownik a ktoś Iveco, no więc Arek powiedział: Aleks wskakuj w dziobaka i powoli ruszaj na parking (który był oddalony od miejsca wypadku o około 10 km.). Niewiele myśląc wskoczyłem w Scanie i zgodzie z wskazówkami powoli ruszyłem. Średnia prędkość wynosiła 20 km/h ale mimo wszystko była bardzo przyjemna
. Po wkręceniu dziobaka i Iveca „zakotwiczyłem” koło Scani Piotrka. Zostało nam jedynie zapięcie Iveca na ramię holownika. Po 10 minutach ruszyliśmy na firmową bazę. Gdy wróciliśmy wujek był na miejscu i powiedział, że jutro rano ruszamy odholować (zarówno Iveco jak i naczepę) do Miechowa (okolice Krakowa). Oczywiście skoro „powiedziałem A musiałem powiedzieć B” czyli stawić się nazajutrz o 3 rano na bazę.
(fotki słabej jakości ale ważne, że są)
Faktycznie w okolicach 3 rano stawiłem się na bazie gdzie wykonałem te same czynności które wykonuję zawsze (czyli odpalenie Scań, pozbieranie dokumentów i wypisanie tarczki dla wujka).Po odpaleniu Scań przyjechał Piotrek więc wypisałem tarczkę tylko dla wujka, kiedy wypisałem tarczkę miałem kilka sekund na zrobienie fotek (bo wujek pojawił się na horyzoncie).
No po kilku minutach ruszyliśmy w drogę ja z wujkiem w dziobaku a Piotrek w swojej „dwójce”.
„Miasto budzi się”
Wcześnie wstające słońce pięknie odbijało się na masce dziobaka więc miałem czas aby zrobić ciekawe zdjęcia (ciekawe według mnie)
Ogólnie rzecz biorąc chcieliśmy dojechać do Koziegłów gdzie jest wlot na „jedynkę” ale ostatecznie okazało się, że droga od Woźnik do Koziegłów jest zamknięta z powodu remontu. Więc „obraliśmy kierunek na Siewierz”. Sama droga do Siewierza „szła nam jak krew z nosa” (było strasznie wąsko i dosyć dużo ciężarówek się zerwało).
Za Siewierzem do drogi S1 (w porównaniu do polskich dróżek jest naprawdę zajebi**s
co widać na fotkach)
Niestety pięknie zrobiona trasa musi się skończyć... Tu dostaliśmy się już na krajówkę i dalej kierunek Olkusz
Zjazd na E 40 (dalej trzymamy kierunek olkusz).
Po kilku minutach „telepania” się po dwópasmowej drodze zjechaliśmy na parking żeby posprawdzać czy wszystko „gra i buczy”.
Wszystko było OK. więc ruszyliśmy dalej. Do Olkusza zostało nam tylko 15 km. Dalej nie robiłem fotek bo jazda szła sprawnie i szybko
Dosłownie po kilku minutach „naginania” dojechaliśmy do Olkusza w którym na 3 skrzyżowaniu odbijaliśmy na Miechów.
No i jak to na polskich drogach to bywa ścieżka bez podobcza i zjazdów prowadziła nas do Wolbromia. Jedyny plus tej drogi to to, że były nawet ciekawe widoki.
Po wyjeździe z Wolbromia została nam już prosta droga czyli do Miechowa
Dalej już zostało nam około 20 km więc jako tako fotek nie robiłem. Wjazd do Miechowa „przywitał” nas zamkniętym przejazdem.
Po wskazówkach mobili skierowaliśmy się na bazę firmy do której ciągnęliśmy Iveco. Droga była dosyć „głośna” sami popatrzcie
Tu wjazd na bazę i chwila na wskazówki ochrony którą wykożystałem do fotek
Później zostało nam rozpięcie Iveca a Piotrkowi podstawienie naczepy pod rozładunek a następnie odstawieniu jej na wyznaczone miejsce. Po rozpięciu holownika wujek udał się na podpisywanie dokumentów a ja musiałem wyjechać holownikiem na parking, gdzie ustawiłem sobie dziobaczka na małą sesję.
Później grzecznie poprosiłem o klucze do Piotrka Scani
No i kilka minut po ósmej wujek przeszedł zadowolony (holowanie było zapłacone gotówką) więc niewiele myśląc ruszyliśmy w drogę powrotną. Zdjęć z powrotu mam dosyć dużo ale nie ma sensu ich zamieszczać ponieważ na drodze nic ciekawego się nie działo... O około 9 zajechaliśmy na parking który był usytuowany niedaleko jeziora.
Wypiliśmy kawę i z powrotem w drogę. Około 12 byliśmy z powrotem na bazie. Tutaj kilka fotek z powrotu.
To na razie było by na tyle (dodam, że jeszcze w ten sam dzień o 22 wystartowałem z wujkiem do Malborka ale o tym w kolejnych recenzjach
)