W dniu dzisiejszym niestety poległem na sprzęganiu, a dokładnie na sprawdzeniu świateł
Egzaminator był baaardzo skrupulatny i nakazał włączać każde światło z osobna oraz kazał wskazywać i jednocześnie mówić jakie światło się pokazuje.
No to hop, awaryjne - rundka wokół zestawu, lewy kierunek - rundka, prawy kierunek - rundka, wsteczne - rundka, przeciwmgielne - rundka, pozycyjne wraz z obrysowymi - rundka. No latania było co niemiara ! Mówię do niego że, chyba wszystko a on odpowiada krótko "w takim razie proszę robić drugie podejście".
Wiadomo ciśnienie w takim momencie skacze jak szalone bo ja byłem przekonany że, pokazałem wszystkie natomiast przy tej bieganinie jednak mogłem się na czymś rąbnąć. No i znowu każde światełko z osobna i bieganie wkoło i dotykanie lampek. Mówię że, skończyłem a on na to że, czeka mnie kolejny egzamin
Okazało się że, w tym biegu i pośpiechu nie poprosiłem go o asekuracje przy światłach STOPU, nie sprawdziłem podświetlenia tablicy rejestracyjnej oraz tabliczki z L'ką
Co tam że, bez problemu udało mi się rozłączyć i złączyć zestaw śpiewająco jak dosrał mi na światłach. Nasuwa mi się tylko jedno pytanie. Czy egzaminator informując mnie że, błędnie wykonałem etap sprzęgania przyczepy podczas pierwszej próby powinien mnie poinformować gdzie popełniłem błąd? Bo wyglądało to na zasadzie takiej "jak Pan się skapnie sam gra Pan dalej, jak nie to do widzenia".
Boli mnie tym bardziej że, gościu mnie oblał nie za to że, nie wiedziałem/nie umiałem włączyć czy zaprezentować danego światła, oblał mnie za to że, w wyniku stresu i dużej ilości elementów do sprawdzenia po prostu pominąłem jedno światło. Gdyby był ok mógłby powiedzieć po pierwszej próbie, że zapomniałem tego i tego, żebym zrobił drugi raz a dobrze. Ale nie, lepiej uwalić, 200zł zarobić a ja jestem miesiąc w dupe.
Co za chory system.....