Witam z Anglii, stoje sobie weekend na serwisie przy A41, miedzy M25 a Aylesbury. Bida z robota, jak to po nwym roku zwykle bywa, wiec wyjechalem w niedziele wieczorem, na strzala doszedlem do Almelo w Holandii, rozladowalem w poniedzialek rano i stalem do srody do godziny 12 z braku roboty... W srode poladowalem do Anglii, kawalek nad Londyn, w czwartek o 14 bylem juz rozladowany i myslalem, ze dostane cos w piatek, a tu dupa. I tak stoje znow od czwartku caly weekend z nadzieja na jakas robote w poniedzialek.
Ogolnie nie moge powiedziec, ze mi zle. Kibel jest, wifi jest, do domu tak czy siak zjade do piatku, a pozniej bedzie tydzien wolnego, wiec bez cisnienia, nabijamy dniowki.
I to weekendowe! Ale nie przyzwyczajony jestem do takiego systemu pracy, zwykle but w podloge, wszystko na wczoraj i na weekend do domu.
Zrobilem zdjecie z tego tygodnia ciezkiej pracy haha:
Po swiatecznej przerwie wrocila do mnie moja naczepa, ale bez fartucha z tylu.
Naczepa ma wysuwany tylny zderzak, kolega jechal rozciagniety i urwal chlapacz jak wchodzil pod gorke w porcie Dover. Kto byl, ten wie, jakie tam sa wzniesienia, a zderzak do tylu jeszcze dobre 1.5m byl wyciagniety no i wiadomo...
Przy okazji pobawilem sie koparkami.
Kazali samemu zaladowac, na rozladunku to samo. Szybki instruktaz i sobie poszli cwaniaki... W sumie kolejne z dzieciecych marzen spelnione.