Warto, czy nie warto? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Niemcy są duże, firm jest mnóstwo, i do tego niekiedy dochodzą te same patologie co w firmach polskich (magnesy, przegięcia tacho, kontrowersyjne traktowanie pracowników itp). Zależy jak się trafi i nie ma co się łapać pierwszej lepszej pracy. Pracuję w DE półtora roku. Jedno wiem na pewno, że nie wrócę już do pracy do żadnego polskiego płaczka, któremu zawsze na wszystko brakuje, auto za dużo pali, etc. Nie ma raju, ale przynajmniej z Niemiec blisko do domu.
3500 EUR?Przepraszam, ale nie uwierzę w te brednie. Tyle to może i mają, na jakichś gabarytach, w transporcie specjalistycznym i to też w bogatszych rejonach Niemiec i dodatkowo pewnie nie ma ich cały miesiąc w domu. Zarobki tak jak ktoś wspomniał wcześniej ok. 1800 - 2000 z hakiem EUR. W Bawarii, Badenii-Wirtembergii pewnie idzie zarobić z 2500 EUR. Czym bardziej na północ i wschód, tym zarobki lecą w dół. Były DDR zazwyczaj 1500-1700 EUR i to z pocałowaniem ręki. Niestety, ale jak ktoś liczy, że wyjedzie do Niemiec i naru**a worek pieniędzy, to się niestety przeliczy. Można tam jechać i po prostu żyć jak normalny człowiek na nieco lepszym poziomie. Jak ktoś ma rodzinę, dzieci to jeszcze większy plus. Ciężko bez meldunku dostać 3. klasę podatkową, ale potem przy rocznym rozliczeniu podatkowym "Finanzamt" zwraca co do centa, dodatkowo "Kindergeld". Ja póki co darmozjad, 1. klasa podatkowa, czyli zabierają ponad 500 EUR. Spotykałem naszych Rodaków, co pracowali za 1300-1400 EUR, komentarz zbędny.
Sprawa pierwszorzędna, znajomość języka. Bez tego ani rusz. Owszem znajdą się firmy, w których są polskojęzyczni spedytorzy, ale zazwyczaj mniejsze zarobki i gorsze warunki pracy. Pracę za granicą bez znajomości języka traktuję jako patologię, bo na każdym kroku jest się delikatnie ubierając w słowa, wykorzystywanym. Ofert pracy jest bardzo dużo. Każdy kto zna język, chce, i potrafi dobrze wykonywać swoje obowiązki na pewno znajdzie odpowiednie dla siebie miejsce.
I kolega Katerpi ma 100% racji, że Niemcy to lenie aż śmierdzi z pięciu kilometrów. Jak jeździłem jeszcze plandeką i poszedłem na urlop, wskoczył na moje auto Niemiec. Biedny nigdzie nie mógł zdążyć, a na załadunkach/rozładunkach spędzał średnio z 2 godziny dłużej.
Żeby ustrzec się od głupich i złośliwych komentarzy dodam tylko, że praca w 100% na legalu. Z plandek zrezygnowali, poszedłem na kontenery gdzie pracę zaczyna się ok. 6 a kończy ok. 17. Parę razy zdarzyło mi się przeciągnąć do 19-20, to już mieli wielkie pretensje, że tutaj się tyle nie pracuje i że mam nie pokazywać, że tak można.