Skoro się spodobało, a ja mam akurat odpowiednie zdjęcia powrzucane na sieć i trochę czasu, to napiszę jak to było jakiś miesiac temu. A raczej przetłumaczę z angielskiego z innego forum.
Zdjęcia muszę pozmniejszać, bo niestety zapomniałem powrzucać miniaturek, a nie chce mi się pchać ich jeszcze raz. Popowiekszajcie sobie jak macie ochotę.
Dzień przed wyjazdem
Szef dzwoni i pyta, czy wolę jechać do Portugalii czy do Norwegii. Co za głupie pytanie.
Ładunek będzie gotowy w południe w Aberdeen. NIby powinienem pojechac tam dzień wcześniej i spać w hotelu, ale korzystając z dobrodziejstw nieposiadania tachografu postanowiłem trochę oszukać i po prostu wziąłem sobie busa z firmy i poszedłem do domu, a do Aberdeen pojechałem następnego dnia rano.
Dzień pierwszy - sobota
A więc wyruszam w stronę Aberdeen. Ładnie mi się udało, bo na tą trasę dostaję pachnącego jeszcze nowością busa, który nasza firma dostała niecałe dwa tygodnie temu, więc ma dopiero 12 000 mil przebiegu
Jazda fabrycznie nowym autem to sam miód, choć akurat moją radośc popsuł fakt, ze kieroca wózka widłowego ładujący towar w Aberdeen przyozdobił mi boczne drzwi nie trafiając w otwór...
Cóż. Ale jeździ się i tak fajnie
Gdy przybyłem, okazało się, że nastapiła zmiana planu i z towaru ktory miał się ledwo zmieścić do Sprintera została jedna europaleta 150 kg. To bardzo dobrze, karimatę miałem ze sobą, busik czysty i pachnący, olewam hotele będę spał na pace (zwykle w takich przypadkach podmieniamy busy na mniejsze, ale akurat dwa były w trasie a jeden na warsztacie).
Czekając na zakończenie pakowania towaru gawędziłem sobie przy kawce z załogą z biura. Bardzo się dziwili, dlaczego towar jedzie taką długą drogą dookoła. Ja się kiedyś też zastanawiałem, ale w sumie przestałem się już dziwić. Chociaż być może byłoby czemu:
http://g.co/maps/v46ab trasa zaiste jest nieco okręzna. Ale co mi tam - ja tu jestem od kierowania, a nie od myslenia
Tego się przez te kilka lat w Szkocji zdążyłem już nauczyć.
Oczywiscie kolesie z biura wypytywali mnie o jakieś polskie sposoby na poderwanie polki pracującej u niej w biurze. To się robi nudne - ile razy mozna uczyć ich jak się wymawia "podobasz mi się". Powinienem sobie to chyba wydrukować i mieć w zanadrzu na wszelki wypadek.
Wreszcie gotowe. Załadowano (z przygodami, jak już pisałem) i przymocowałem pasami - bo w koncu jedziemy przez Niemcy. NIemcy mają takiego fioła na temat pasów mocujących ładunek jak Brytyjczycy na punkcie pachołków drogowych.
Bardzo miło mi się jechało, więc nie zatrzymywałem się praktycznie aż do samego tunelu (nie licząc tankowania i paru kanapek z przydrożnego tesco). Po przeprawieniu się zajechałem do Callais na automatyczną stację, ale była nieczynna. Wiem jednak, że jest nieopodal stacja Avia, która uznaje nasze karty, więc dojechałem tam praktycznie na oparach i nad ranem położyłem się spać, zaparkowawszy między dwoma tirami z Polski.
To był dość długi dzień, ale mogę się spokojnie wyspać, bo na granicy muszę być w poniedziałek rano (w niedzielną noc nasz agent jest zamknięty) a z doświadczenia wiem, ile ta podróż zajmuje. Dodatkowo nie musiałem być ściśle w poniedziałek rano, bo miejsce docelowe to był jakiś fjord na północ od Bergen, nawet jakbym przejechał granicę o świcie i tak nie dałbym rady zajechać na miejsce przed zamknięciem (w papierach było, że zamykają o 15:30).
Dzień drugi - Niedziela.
Wstałem sobie dość późno, zdziwiony ze nie obudziły mnie hałasy z otwartej o świcie stacji paliw. Mała karteczka z napisem "Fermee a Dimanche" wszystko wyjasniła. Pogrzebawszy w nawigacji znalazłem najbliższą stację paliw, niestety innej sieci, więc zapłacić musiałem z własnej kieszeni (a raczej z 300 euro gotówką które dostałem "na drobne wydatki"). Dodatkowo widac, że nie ufają tam Brytyjczyką bo wezwali mnie do zapłacenia PRZED tankowaniem, podczas gdy lokalesom uruchamiali pompy bez problemu.
Po powrocie na autostradzie zatrzymałem się bodaj w Jabbeke czy jak to się tam nazywa, gdzie wziąlem prysznic, a potem postanowiłem, że skoro mam tyle czasu, to odwiedzę sobie moich znajomych w Rotterdamie, którzy zawsze domagają się, żebym wpadł na herbatę.
Oczywiście z herbaty znowu zrobił się obiad z pięciu dań i zeszło mi parę godzin.
Od tej pory nie miałem już takiego luziku czasowego jak wczesniej
Ciekawa rzecz na autostradzie - w przeciwnym kierunku poruszała się kolumna zabytkowych autobusów i ciężarówek Bussinga. NIe udało mi się zrobic zdjęcia, bo miałem schowany aparat. A jak go wyjąłem, to do pstrykania była już tylko tęcza:
Potem Niemcy (jak zwykle w tej częsci kraju obrałem bardziej pustawe boczne autostrady) i na prom Fernham - Puttgarten. Lubię ten prom, bo prawie nigdy się nie czeka.
Po zjeździe z promu - typowa Duńska nuda. Potem most do Szwecji i jakiś czas później zatrzymałem się na noc na cichym parkingu.
Dzień trzeci - Poniedziałek.
Wstałem rano, jeść mi dano (a raczej musiałem sobie kupić i zrobić kanapki na piknikowej polance) i powoli ruszyłem w stronę Norweskiej granicy. W Svinesund uwinęli się z papierami wyjątkowo szybko, tak że już około południa znowu nawijałem asfalt na opony.
Tymczasem wydzwaniali do mnie z firmy. Pierwszy telefon miałem już o 10:30 z pytaniem, czy mogę im podać kto podpisał odbiór towaru. Wyjasniłem, ze na razie nikt, i raczej nikt szybko nie podpisze. Ci jednak wydzwaniali jak najęci, aż w końcu kazałem jednemu obrócić się za siebie (za jego biurkiem na ścianie wisi mapa) i zobaczyć gdzie jestem, gdzie mam być, a następnie sprawdzić w internecie jaki jest limit prędkości w Norwegii i wyciągnąć wnioski. Odpowiedź była "Ach, to aż tak daleko? Gdybyśmy wiedzieli, skasowalibyśmy klienta odpowiednio więcej".
Powiedziałem, że jak klientowi zalezy, to mogę zajechać na wieczór. Oddzwonili za chwilę, ze nie zalezy, i powiedzieli "take your time".
Tego mi nie trzeba dwa razy powtarzać.
I tak: kto by chciał jechać tunelem, jak może sobie przejechac przez centrum Oslo i pooglądać widoczki?
Za Oslo już tylko małe drogi. Jazda bardzo relaksująca:
http://www.youtube.com/watch?v=LabD2E_X3lU
Powrzucałem trochę tych filmików, bo mi wszyscy mądrale na forach zawsze próbują udowodnic, że jest niemożliwe wyprzedzić bezpiecznie w Europie jak się ma kierownice po prawej. Jest to oczywista bzdura, ale do nich to i tak nie trafia. Trudno, jakoś to przezyję
Jakiś czas za Oslo pora na podwieczorek:
Po chwili jedziemy dalej:
Ach, co za ulga! Nie jestem jednak Ostatnim Człowiekiem Na Ziemi - ktoś inny też tędy jedzie:
Farma:
Jak byłem mały, to własnie tak sobie wyobrazałem Bullerbyn:
Ale w odróżnieniu od książkowego, to leży przy drodze głownej:
Na tym kościółku było napisane coś o tym, ze jest to kościół znaleziony pod podłogą innego który rozebrali na kawałki i gdzieś wysłali. Tyle po angielsku. Po Norwesku było więcej, a w tym Vang. Ciekawe, czy to oznacza, że to jest kościół znaleziony pod podłogą kościoła Wang, ktory teraz jest w Karpaczu?
W Norwegii można spotkać duzo fajnych amerykańskich aut:
Jakby mi ktoś powiedział, że to jest scena z serialu "Przystanek Alaska" to pewnie bym uwierzył:
Tak, to w górach to śnieg. W sierpniu.
Tak, to na dachach to trawa
Teraz będzie nudno. Tunel ma 25 km:
W tym tunelu od czasu do czasu (tak co jakieś 7 km) są zrobione takie wielkie komory, które sa jeszcze podswietlone w taki sprytny sposób, że się ma się poczucie wielkiej przestrzeni. To pewnie takie miejsca na uspokojenie się dla klaustrofobikow
Sprytne:
Za tunelem pogoda trochję się popsuła:
http://www.youtube.com/watch?v=pokep6TOS28
Ale na szczęscie zaraz znowu kolejny długasny tunel.
Tunele w Norwegii to głowne miejsca wyprzedzania - w odróznieniu od wijących się dróg, mogą być proste. Na zwykłych drogach rzadko kiedy jest okazja przekroczenia tego 80km/h max, w tunelach wszyscy dają po garach, bo chcą nawyprzedzać tyle, ile się da.
Kolejny filmik, nie wiem, czy je wrzucam po kolei, ale mniej więcej są Ok
http://www.youtube.com/watch?v=R15gD35BsiA
Nie śpieszę się, więc nie probuję wyprzedzać za wszelką cenę, jak widać
Czasami daję się namówić nawigacji na jakiś skrót trasą widokowa:
Kemping przy wodospadzie. Stanąłem tu sobie na kawkę i kanapkę, i było strasznie głośno. Nie wiem, jak można pod takim wodospadem spac:
Ale oczywiście, podejśc bliżej trzeba było obowiązkowo:\
Ale czas ruszać w dalszą drogę - już jest po 11 wieczór (ech, te piękne białe noce).
Ta fotka jest zrobiona prawie dokładnie o północy:
Podobnbie jak ten film: nawigacja wskazuje 23:48.
http://www.youtube.com/watch?v=b1ew5eHjSZA
Do mojego punktu docelowego dojechałem wkrótce po północy. Był to taki mały ni to port, ni to dok, ni to przystań - keja w fjordzie, przy której stały dwa statki wiertnicze i kilka magazynów. Statki oczywiście hałasowały, więc postanowiłem znaleźć sobie jakieś lepsze miejsce na kemping i zacząłem wspinać się na pobliski pagórek.
Droga robiła się coraz węższa i węższa więc nie miałem wyboru i musiałem nia jechać w nadziei, ze będzie na końcu wystarczająco miejsca żeby zawrócić. Było. Było też wystarczająco, żeby zaparkować przyczepę do cięzarówki - mleczną cysternę.
Szacun za jazdę cięzarówką z przyczepą po tej drodze (sfilmowałem swój powrót):
http://www.youtube.com/watch?v=7sqSJZVQq2Q
A w zimie, to dopiero musi być zabawa - przeciez krowy nie przestają dawać mleka na zimę!
Jak widać na końcu filmu znalazłem sobie odpowiedniego "spota" na nocleg.
Dzień czwarty - wtorek.
Ranek spędziłem cały na czekaniu. Nie wolno nam było rozładować towaru póki sprawy celne nie zostały załatwione.
Zaproszony więc zostałem do kantyny dla załogi na śniadanko. Gdyby Carlsberg robił kantyny dla załogi, wyglądałyby własnie tak:
Tylko kelnerki by były w bikini i trochę cieplej tez by nie zaszkodziło zeby było (ale bez przesady)
Jedzonko składało się głównie z chleba i ryb w milionie postaci. Było dobre.
Wreszcie dostaliśmy zielone światło do rozładunku. Po rozładunku i załatwieniu roboty papierkowej poszedłem pod prysznic a potem zacząlem się szwędać po okolicy, gdyż z biura powiedzieli mi "sit tight" co oznacza, ze nie mają jeszcze pojęcia czy i kiedy będzie jakiś ładunek na powrót.
Więc tak się włóczyłem po okolicy zagladając tu i ówdzie aż zgłodniałem. A zatem lokalny sklepik, świeże bułeczki, serek i mleko - drugie śniadanko takie. Mleko wyposazone jest w taki wynalazek, dzięki któremu wiemy, ile go znajduje się w kartoniku. Jak ja bez tego mogłem żyć?
Mała przechadzka do pobliskiego kościoła na wzgórzu:
A to most, który przejeżdżałem o północy.
Zauwazyłem, ze fajnie się buja zawsze jak przejezdza przez niego cięzarówka. Nakręciłem film, ale g**** na nim widac. Ale skoro już jest, to macie:
http://www.youtube.com/watch?v=N3vPbLECKtU
Musicie mi uwierzyć na słowo, że to trzesienie to nie ja jestem pijany i nie mogę utrzymać aparatu, tylko most się trzesie:P
Taką chatkę mógłbym mieć
Po przechadzce postanowiłem pozwiedzać dalej:
Kolejny most.
Pięknie zadbany garbusik.
Bardzo nietypowa konstrukcja mostu:
Miasteczko:
Ten sam most z drugiej strony fjordu:
Tu mi się spodobało, więc wyciągnąlem sobie karimatę na nagrzany beton i zazywałem sobie kąpieli słonecznej. Potem poszedłem po pizzę do miasteczka i tak sobie piknikowałem leniwie aż do mnie zadzwonili z firmy i powiedzieli, żebym "powoli zmierzał w stronę Szwecji".
Ok.
Ale tą samą drogą nie wrócę, bo prawdziwy harcerz nigdy tą samą nie wraca (powiedział ktoś, kto przez większosć czasu zasuwa tam i z powrotem po M6
). Na mapie widać alternatywną droge, zbliżonej długości, więc wybrałem własnie ją.
To co mi się podoba w tych norweskich tunelach to to, że ściany nie są obudowane - jedzie się jak przez jakąś jaskinie
Jazda przez Norwegię jest bardzo relaksująca...
http://www.youtube.com/watch?v=OiepFSOta9A
...chyba, że się utknie za takim:
25 metrów, 80 ton - nie dziwne, ze ci nie szarzują.
Za to szarżują jadący z przeciwka:
Czyż tu nie jest zajebiście?
Okazuje się, ze na tej trasie jest przeprawa promowa. Zgodnie z prawem Murphyego prom właśnie mi uciekł:
Ale spoko, za godzinę będzie inny.
W końcu przyjechał. Fotka dla Scaniowych Onanistów:
Ludzie są dziwni: całe życie cięzko pracują, żeby potem wszystko wydac na rejs statkiem w fajne miejsca. Jakby nie mogli sobie po prostu znależć pracy, ktora ich wiezie w fajne miejsca, nie?
Nie idzie się nie zgodzić z Calvinem w tym temacie, kiedy siedzi się z kawusią na otwartym pokładzie i podziwia piękno norweskiej przyrody:
Oczywiście, jak już odczekałem swoje to nagle się okazało, że kursują tu dzikie watahy promów:
No i jesteśmy na drugiej stronie. Zaraz po zjeździe z promu udało mi się wyprzedzić tira, dzięki czemu zobaczyłem, ze sraczkę wyprzedzaczkę można sobie odpuścic, bo aut przede mną jest tak daleko, jak tylko mogę widzieć:
I tak przez nastepne 120 km oglądałem sobie tył tego volkswagena:
http://www.youtube.com/watch?v=fVtO6N2ZcGk
Fajne wodospady na końcu tego filmu, chciałem się zatrzymać, ale nie było gdzie.
Droga pięła się w górę, pojawiało się coraz więcej sniegu:
A że znudziło mi się oglądanie tylnego zderzaka poprzednika, kiedy zobaczyłem znak "E134 alternative" nie zastanawiałem się ani sekundy. I opłacało się:
http://www.youtube.com/watch?v=CdF1Incewwk
(na końcu filmu zatrzymuję się. Nie mogłem sobie odpuścić przyjemności ulepienia (cisza wyborcza jest, więc pozostanę jeszcze przy bałwanie) w sierpniu
Z powrotem na głownej drodze. Wybitnie norweski znak:
Po drodze trafiłem też na roboty drogowe. Jak widać nie patyczkują się w tymczasowe nawierzchnie, barierki i pachołki:
http://www.youtube.com/watch?v=nH5XBLSRYrk
Wyglada na to, że mniej zadbane busy z naszej firmy też do Norwegii jeżdżą:
nie wiem, jak ludzie mogą mieszkać w tym miejscu, te wodospady są takie głośne:
i tak sobie jechałem, aż się zmęczyłem i poszedłem spać. Co było już w Szwecji.
Dzień piąty, środa
Rano obudził mnie telefon szefa. Mam być w Hamburgu na wieczór. Ok.
Szybkie śniadanko w towarzystwie pary staruszków z campera który stał przy mnie - poczestowali mnie kawa, miło z ich strony, i jedziemy dalej. Ten kawałek Szwecji to nuda:
Macie więc fotkę skandynawskiej ciężarówki.
Did I mentioned loads of nice American cars already?
Przez most do Danii:
Duzy, nie?
W okolicach Kopenhagi telefon od szefa "ładunek z Hamburga nieważny".
- To co, zatrzymać się i czekać?
- Nie, jedź do Hamburga i tak.
Więc znowu prom.
Ten statek był trochę za daleko jak na możliwości mojego aparatu:
Schlezwig - Holstein! To oni wszystko zaczęli!!!!
Po promie wziąlem autostopowicza, który nie gadał w żadnym cywilizowanym języku. I tak sobie jechaliśmy, aż mi się wyshufflowała w mp3 jakaś polska piosenka. Okazał się Litewskim Polakiem. Poopowiadał mi trochę jak tam naszych traktują - wygląda na to, że sprawa wcale nie jest taka przereklamowana.
W Hamburgu korek. I ciekawostka: Litwini ciągają dla zachodu, a dla nich Ruscy.
W Hamburgu podczas tankowania telefon z firmy: "wracaj do Kopenhagi, ładujesz się rano".
Ok...
Znowu Fernham - Puttgarten
Skończyły mi się wszystkie książki i gazety ktore wziąłem ze sobą - nie oczekiwałem tyle luzu na tej trasie. Więc z nudów bawiłem się aparatem:
Tak jak mówiłem, Dania jest nudna. Ale przy odpowiednim oświetleniu wszystko wygląda ładnie, więc zjechałem sobie na fotostopa.
Gdzie Don Kiszot, kiedy jest potrzebny?
Dobra, panowie i panie, własnie się zorientowałem ktora godzina, resztę sobie odpuszcze, to i tak prawie końcówka. W skrócie: nastepnego dnia załadowałem w Kopenhadze, zrzuciłem w Anglii, potem jeszcze wziąłem dwie palety z Newcastle do Glasgow i to własciwie wszystko. Wróciłem w piątek po południu. Sorki za przedostatni obrazek, coś spieprzyłem jak wywalałem logo firmy, może kiedyś poprawię
Mam nadzieję, że się miło czytało.
Orys
So Fernham ferry again.
Messing around with my camera
And suddenly even this boring Denmark can look nice. It's only a question of proper light: