Cytuj:
Ja w innych nie pracowałem i wydaje mi się, że w każdej większej firmie tak jest. Dzięki temu mam certyfikaty "fire marschalla" i "first aider'a" - zrobione w godzinach pracy a za które nic nie płaciłem. Jak tak czytam Twoje opisy to się zastanawiam co jest "normalne" według Ciebie?
Ja przez kilka lat pracowałem przez agencję robiąc zastępstwa. Tam na "assesmenty" mnie wysyłali, ale zwykle się one sprowadzały do tego, ze cały dzień był zmarnowany a płacone nie było. Odmówiłem robienia assesmentów argumentując, że już dla agencji jezdże dłuższy czas i skoro klienci sie nie skarżą to widocznie umiem jeździć i się nagle okazało, ze takie wielkie firmy jak Coop chętnie mnie biorą bez assesmentów
A żeby było śmiesznie kiedyś w coopie byłem i akurat ktoś inny miał assesment. Oceniała go panienka, która nie miała nawet pełnego prawka B. Śmiech na sali.
Generalnie w Szkocji jest jednak fajniej, bo dużych firm jest mniej, są to albo lokalne oddziały wielkich (Davies Turner w którym czasem po znajomosci jeżdżę ciężarówką jak ich kierowca idzie na urlop - bo mam odpowiednie certyfikaty frachtu lotniczego których próżno szukać w agencjach) to dwie ciężarówki i transit. Pomimo, że jest to wielka firma, klimat jest niemalże rodzinny. Dużo frachtu, szczególnie na Highlands i Islands robią lokalne firmy - Shetland Transport, Hebrides Haulage, Highlands Haulage, ta rodzinna z Wick, JCS... To są wszystko biznesy w "starym stylu". I moim zdaniem w takich miejscach o wiele lepiej się pracuje niż w takich, w których jesteś tylko numerkiem.
Cytuj:
Firma w której pracowałem zatrudniała w sezonie coś koło 6000 pracowników a 3/4 służbowych samochodów było wypożyczonych z Northgate'a dlatego konieczne były "drive assesementy".
Nasza firma miewa auta z Northgate, nigdy nie trzeba było żadnych assesmentów. Teraz mamy w leasingu z T.O.M. Airdrie, największa szkocka firma tej branży, zero assesmentów. Bywało tak, że agencja mnie wysyłała prosto do wypożyczalni żebym stamtąd brał ciężarówki. Przychodziło się i mówiło się "jestem X i mam odebrać ciężarówkę dla Y", nawet prawka nie sprawdzali...
Albo się coś zmieniło w ostatnich dwóch latach, albo jednak Szkocja jest fajniejsza.
Cytuj:
Nie była to jedyna firma w której pracowałem więc ogóle nie raz w UK spotkałem się z tym, że przepisy H&S były restrykcyjne jak w reżimie jakimś ale w np. w knajpie gdzie pracowałem latem mieliśmy co chwila plagi myszy, mrówek, much czy np. kostki lodu z czarnymi kropkami w środku bo się okazało, że kostkarki nikt nie umył od co najmniej pół roku i pleśń się rozwinęła do niewyobrażalnych rozmiarów. Czy choćby to, że w tej dużej firmie dni wolne musiałem konsultować z szefem i nie chodzi o urlopy a o normalne dni wolne bo pracować musiałem w każdy weekend i zazwyczaj szef nie chciał by były to dwa dni pod rząd więc najczęściej miałem wolny wtorek i czwartek - do tego zatrudnienie na managerskim stanowisku a w kontrakcie wpisane "general operative" - czyli pracownik fizyczny więc co zrozumiałe płaca też jak za fizycznego a nie managera. Wytrzymałem w tej firmie 4 miesiące a potem koniec balu panno lalu
o H&S to ja mogę godzinami. A co do innych zalet - ja pracuję w małej, rodzinnej firmie, pracują tam stare dziadki kumple od piaskownicy plus ich dzieci i ja z zupełnie innej bajki. W życiu bym czegoś takiego nie zamienił na dużą korporację