U mojego poprzedniego bossa, nawet w przypadku załadunku w Radomsku czy Wrocławiu pedałowało się na Olszynę i Niemcy "górą". Ja latałem na Venlo, Maastricht, Mons i autostradą do samego Paryża. Koleżka zawsze z Venlo na Antwerpie i Lille. Moja i jego trasa różniła się dosłownie 10 km i 5 euro drożej wychodziło u niego przez Francję. Jazdy dołem Niemiec szef raczej unikał, płacz-paliwowy po każdym takim przejeździe.
W przypadku dużej wagi jazda dołem to katorga, chociaż patrząc na to z innej perspektywy to co się "leci górą" i ma być szybciej, można w mig stracić w korku na A2.
Także wszystko chvj jak śpiewał klasyk.