Witam wszystkich
Jako, że jestem nowy na forum opiszę moje przygody ze zdobywaniem uprawnień.
Jeszcze blisko rok temu nawet nie myślałem o tym, aby zrobić prawo jazdy na "duże" samochody.
Natchnął mnie wyjazd do UK i postanowiłem wrócić do PL, zrobić uprawnienia i jeszcze raz wyjechać z nimi do UK.
Cała maszyna ruszyła na początku marca 2015, gdzie zapisałem się na kurs kat "C".
Kurs przebiegł szybko i bez problemów, teoria w WORD Wrocław zdana za pierwszym razem z wynikiem 73/74
Egzamin praktyczny nie przyniósł żadnych problemów, zaliczony we Wrocławiu ( 20/05/2015 ) także za pierwszym razem.
W międzyczasie ruszyłem z kursem na Kwalifikację Wstępną Przyśpieszoną. Zajęcia mieliśmy prowadzone przez inspektorów z ITD i całkiem dobrze je wspominam, sporo siedzenia na kursie, ale egzamin zdany bez problemów. Z całej grupy zdali wszyscy.
Schody pojawiły się na kursie C/E. Pierwsza jazda i pierwsze sprzęgnięcie poszło bez problemów, lecz nerwy zaczęły się na placu manewrowym, szczególnie na łuku i ten manewr mnie prześladował przez cały kurs, raz wychodził bez problemów innym zaś razem zupełnie beznadziejnie, reszta parkowań na placu bez problemu
Pierwszy egzamin na CE miałem dnia 01/07/2015, sprzęganie przebiegło bez problemów, bolec nie wpadł i pomogły dwa szarpnięcia, sprawdzenie świateł - wszystko OK. Czas na łuk! Mój "ulubiony" manewr
Zestaw oczywiście na egzaminie obciążony i zupełnie inaczej mi wszystko chodziło do tego stres... Startuję i cofam... Wykonałem chyba z 5 korekt i przejechałem lusterkiem na dosłownie milimetry od pachołka, ale zaliczone... Egzaminator wnikliwie patrzył czy aby czasem nie naruszę go lusterkiem, na szczęście się udało, wymęczyłem go z bólem, ale zaliczone.
Czas na parkowanie skośne, które przebiegło bez problemów. Następny manewr parkowanie tyłem, ustawiłem się źle i nie widziałem pachołków i cofałem trochę na ślepo, zrobiłem korektę - niestety zabrakło mi skrętu i postanowiłem ten manewr wykonać raz jeszcze.
Kolejna próba i niestety to samo, zjadły mnie nerwy... Egzamin przerwany obrys pojazdu wszedł na linię...
Na 3 osoby nie zdał nikt, gość oblał na tym co ja a ostatni chyba na sprzęganiu bo już poszedłem do budynku WORD.
250 zł poszłoooo! Nic, trudno. Zapisałem się na kolejny egzamin zaraz po zakończeniu negatywnie obecnego.
Następne podejście 07/07/2015, straszny upał mimo, że miałem go o godzinie 8:00.
Egzaminator ten sam co ostatnio do tego te same wylosowane manewry na placu
Ponownie sprzęganie i szarpanie, gdyż bolec nie wpadł - wszystko zaliczone, czas na łuk.
Kolejny raz wymęczyłem ten manewr na kilka korekt ale się udało
Parkowanie skośne bez problemu i czas na manewr na którym ostatnio nie zdałem. Tym razem dobrze się ustawiłem i widziałem garaż ładnie w lusterku, wjechałem, ale zatrzymałem się za blisko i musiałem go powtarzać
Na całe szczęście kolejna próba została zaliczona... Ufff!!! Plac zdany!
Z 3 osób, które były egzaminowane tylko we dwóch pojechaliśmy na miasto inny kolega uwalił na parkowaniu tyłem a taki był pewny siebie co to nie on - ustawił się tak że G. widział i cofał dwa razy zupełnie nie w stronę garażu.
Cóż czas czekać na swoją kolej, gdyż pierwsza osoba pojechała na miasto... Nerwy na poczekalni straszne, doczekałem się na moją kolej, osoba która kończyła egzamin zaliczyła - wynik pozytywny.
Wsiadam ustawiam się i ruszam, egzaminator nagle - "Czy jest Pan przygotowany do jazdy?" wtf?! Patrzę o cholera świateł z nerwów nie włączyłem a zawsze to robiłem, na szczęście nie był chamski bo mógł w tym momencie zakończyć egzamin, ale dał mi szanse na całe szczęście za co podziękowałem.
Wyjechaliśmy na miasto, pierwszy raz z ciężarem na plecach którego czułem przy ruszaniu.
Trasa egzaminacyjna trudna nie była, jedno zawracanie na rodzie i kolejne na skrzyżowaniu. Samochód egzaminacyjny to istny rupieć z luzem na kierownicy. Egzaminator miał kilka uwag, ale na szczęście zaliczony egzamin - wynik pozytywny
Trudno opisać radość
Teraz czekam na odbiór prawa jazdy i składam papierki na kartę kierowcy.