Cytuj:
kolego nim coś napiszesz warto byś zastanowił się nad tym głębiej.
przyjmnę jedną prawdę: na kursie nikt jeszcze nikogo nie nauczył jeździć.
masz kilkanaście godzi na to, aby gościa przygotować tak do egzaminu aby on zdał.
więc wszelkie zbędne rzeczy odrzucasz i skupiasz się na tym co będzie miał na egzaminie, czyli opis oświetlenia zewnętrzenego, obsługi codziennej, manewrowaniu na placu i jazda stałymi trasami.
możemy się spierać nad zasadnością wymogów na egzaminie lub jego formę, ale nie zmieni to faktu, że egzamin ten jaki jest trzeba zdać.
jeżeli Ty byś chciał uczyć jak się jeździ, jak stosować półbiegi itp. większość Twoich kursantów byłaby kompletnie nieprzygotowana do egzaminu i nie zdałaby go.
Zastanawiałem się głębiej i nie wiem czy stać byłoby mnie na to, żeby za ciężko zarobione kilka tyś zł. zrobić kurs na prawo jazdy z którego oprócz zdanego egzaminu nic sie nie dowiem. I na którym z.asranym obowiązkiem instruktora jest odpowiedzieć na każdą wątpliwość związana z prowadzeniem pojazdu i zachowaniem się na drodze. Porównałeś własciwie ten kurs do zasad nowej matury. Nie ważne czy wyniosłeś cos ze szkoły/kursu ważne abyś zdał egazamin. Mam wrażenie że wszystko jest obecnie nastawione na to, że nie chodzimy do szkoły/ośrodka po to żeby się nauczyć tylko wyłącznie po to aby zdać egamin. Naszym ostatecznym celem jest własnie świadectwo/dokument prawa jazdy.
Wracając do bardziej przyziemnego tematu jakim są półbiegi - czy to naprawdę jakieś poświęcenie ze strony instruktora że pokaże zasadę ich działania? Ile to zajmie? 5 minut?
Właściwie powinniśmy się wstydzić że kolega załozył taki temat - tylko oczywiście nie autor powinien się wstydzić lecz ten pseudoinstruktor, który go uczy. No chyba, że sam nie wie do czego służą półbiegi, gdyż nie jeździł zawodowo a jedynie przygotowywali go zdania egzaminu najpierw na kat. C a potem na instruktora. Tylko jak taki człowiek może nauczać innych?
Cytuj:
... może wróćmy trochę do przeszłości a dokładnie do kierowców "starej daty" 40+ lat jak oni zaczynali jeździć starami, jelczami czy innymi samochodami to wtedy o połówkach rzadko kiedy było mówione bo po prostu w wielu samochodach ich po prostu nie było i oni musieli wszystkiego się sami uczyć gdy wsiadali na coraz to lepsze zestawy...
Po prostu kierowca "starej daty" wsiadając do nowego pojazdu zauważał pewnien przycisk. Wtedy pomyślał: "o to pewnie półbiegi" i zaczął ich używać. Tak wtedy były inne czasy, nikt nikomu nie musiał niczego tłumaczyć. A z tym dochodzeniem do wszystkiego samemu to zgadzam się - przyjemność niesamowita. Zaprowadź samochód do mechaników którzy dochodzą do wszystkiego sami. Przez to dochodzenie do wszyskiego samemu połowa elektryków w warsztatach oprócz wymiany żarówej i przeciągnięcia przewodu nie potrafi kompletnie nic. Natomiast mechanicy po omacku naprawiają samochód. Tak to jest jak trzeba wyłącznie przygotować się do egzaminu.
Może wkońcu powiedzmy sobie otwarcie - tylko porządne nauczanie i porządna nauka dają efekty, w jakiejkolwiek dziedzinie byśmy się nie znaleźli. I odpowiedzmy sobie na pytanie czy chcemy być coraz lepsi czy zadowolimy się byle czym, bo w takim kierunku w naszym kraju wszystko podąża.