Strona 7 z 40 [ Posty: 798 ] Przejdź na stronę Poprzednia 15 6 7 8 940 Następna
Autor
Wiadomość
Post Wysłano: 14 lis 2010, 21:20
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 21 lut 2008, 20:19
Posty: 876
Samochód: Toyota Corolla
Lokalizacja: Balbriggan, IRL

Opis jak zwykle swietny, trasa jak to trasa, bez przygod obejsc sie nie moze, czekam na wiecej i powodzenia w planach na przyszlosc :!:

_________________
VOLVO FAN!!!


Post Wysłano: 18 lis 2010, 0:00

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 23 paź 2010, 11:02
Posty: 9
GG: 3303113
Samochód: iveco daily
Lokalizacja: Białystok

Właśnie dotarłem do ostatniej strony Twojego "dziennika kierowcy" i potwierdzam co piszą koledzy w postach powyżej. Czyta się to jak książkę. Czekam na kolejne relacje.


Post Wysłano: 12 gru 2010, 14:14
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Jako, że zjechałem z ostatniej trasy szybciej niż było przewidywane, spodziewałem się, że również szybciej w kolejną wyjadę. Jednak wcale się tak nie stało a nawet odwrotnie gdyż wyjechałem w nią 3 dni później – mniej przez to zarobię ale czasu spędzonego z rodziną nie da się przeliczyć na żadne pieniądze.

Wyjazd miał być w poniedziałek, więc po odprowadzeniu syna do przedszkola wyruszyłem do Szczecina. Za Sławnem otrzymałem sms’a by skontaktować się z biurem co też uczyniłem i dowiedziałem się, że jechał będę sam późnym wieczorem do Magdeburga i tam będzie podmiana. Finalnie okazało się, że wyjechać mam na tyle wcześnie by dojechać do Magdeburga na godzinę 6 rano we wtorek. Zajechałem więc po drodze do rodziców u których spędziłem cały dzień, przespałem się całe 3 godziny by o 1 w nocy ruszyć na bazę i z niej do Magdeburga.
Na miejscu byłem przed czasem i okazało się, że auto załadowano później niż było to planowane i dotrą do mnie nie wcześniej niż o 7:30, położyłem się więc spać. Około 7:45 obudził mnie sms z informacją, że już dojeżdżają. Szybkie przepakowanie i start na Włochy. Droga przez cały czas dobry mimo, że od czasu do czasu po sporych opadach śniegu.
Na miejsce pierwszego rozładunku (Buttapietra) dotarliśmy tuż po 21. Była to firma transportowa która zabrała większość naszego towaru po to by rozwieźć go dalej do mniejszych odbiorców. Rozładunek przebiegł szybko bo bez przeszkód. Po nim udaliśmy się do Werony gdzie następnego dnia mieliśmy kolejny rozładunek.
Po pauzie i pierwszym rozładunku rozplanowaliśmy kolejne 3 bo oddalone niedaleko od siebie. Gdy na naczepie zostały nam dwie niskie palety mrożonki okazało się, że mamy je dostarczyć 550km dalej (okolice Rzymu).

Do przedostatniego miejsca rozładunku dotarliśmy przed 19, wjechaliśmy do miasteczka Palestrina i powoli szukaliśmy podanego w dokumentach adresu. Gdy nawigacja zasygnalizowała, że jesteśmy w pobliżu ulicy docelowej doznaliśmy lekkiego szoku gdyż było to samo centrum miasteczka a ową ulicę ciężko byłoby wjechać nawet dostawczakiem a co dopiero zestawem. Postanowiliśmy zawrócić i poszukać dokładniej. Zadanie to okazało się nie lada wyzwaniem i spowodowało zablokowanie ruchu w miasteczku na jakieś 15 minut, wymagało sporej sprawności mojego skoczka, pomocy Polizia Locale oraz pewnego miłego jegomościa. Po wykręceniu podjechaliśmy z owym miłym panem pod adres w dokumentach. Znajdował się pod nim sklep z… dywanami. Po kilku minutach właścicielka sklepu doszła do tego dla kogo miał być przeznaczony towar – co ciekawe był to jeden karton mrożonki. Po upływie 15 minut pojawił się dość zaaferowany odbiorca który oczywiście nie spodziewał się, że przyjedzie do niego „tir”. Towar zabrał, bardzo podziękował i pojechaliśmy dalej. Dojazd do ostatniego miejsca rozładunku też nie był bezproblemowy gdyż poruszaliśmy się jakieś 45km lokalnymi drogami, „przebijając” się przez kilka miasteczek. Dotarliśmy do miejscowości Latina przed 22. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że musimy czekać do rana na parkingu firmowym i zadzwonią do nas wtedy gdy trzeba będzie już podjechać pod rampę.

Następnego dnia do godziny 11 nikt się nie odezwał więc znów poszedłem na bramę by się dowiedzieć o co chodzi. Powiedziano mi, że czekają na e-mail od nadawcy by móc rozładować. Kilkadziesiąt minut później otrzymaliśmy informację by wjeżdżać pod rampę. Po rozładunku ogarnęliśmy naczepę i dostaliśmy informację by udać się w kierunku Ceseny, czyli 400km na północny-zachód, co też uczyniliśmy.
Do Pievesestiny dotarliśmy o 17:40 celem załadowania jabłek, dalej udaliśmy się do Castrocaro by doładować 2 palety kiwi, potem do Tresigallo po kolejne jabłka. W Tresigallo byliśmy na tyle późno, że musieliśmy zaczekać na załadunek do rana. Po drodze jechaliśmy jakieś 60 km lokalną drogą na której była niesamowita mgła – widoczność na trzy metry, więc prędkości minimalne.
Rano wszystko poszło dość sprawnie – ważenie, chwila oczekiwania, załadunek przez typka który coś tam mówił po polsku („polska narzeczona Agnieszka”), znów ważenie, dokumenty i odjazd.
Kolejnym punktem programu była Isolla Della Scala czyli tradycyjnie już odwiedzane miejsce przeładunków. Zabrano tam część naszego ładunku i dano inny. Z Isolli mieliśmy udać się w kierunku Trento celem doładowania całości naczepy jabłkami. Jabłka owe miały pochodzić od jednej firmy która jednak miała je w trzech różnych magazynach rozlokowanych w promieniu 20km. Nic to dla nas nowego, jednak tym razem okazało się, że nie tylko różne są od nich odległości ale i wysokości nad poziomem morza, gdyż okolice Trento to już tereny górzyste z wąskimi i bardzo krętymi dróżkami o sporym nachyleniu. W kilku miejscach zastanawiałem się jakby się zachowywało w pełni załadowane auto, czy w ogóle dałoby radę podjechać. Zjeżdżanie z ostatniego miejsca załadunku też nie należało do łatwych, ale obyło się bez niespodzianek.
Jako, że w Austrii zakaz a jabłka nie są towarem szybko psującym się więc ujechaliśmy tylko trochę i stanęliśmy na pauzę na Vipiteno.

Następnego dnia ruszyliśmy przed ósmą rano i bez niespodzianek dotarliśmy do miejsca przeznaczenia czyli Tilst na przedmieściach Aarhus w Danii około 3 nad ranem następnego dnia. Często się zdarza, że w Tilst ładują nam również jakiś towar który zabieramy w różne miejsca po drodze do Padborga. Tak, też stało się tym razem i po pauzie zaliczyliśmy jeszcze Horsens, potem Vejle a po zjechaniu do Padborga zrobiliśmy jeszcze kurs do Niemiec – w obie strony 12km po palety dla Frigoscandii. Po wszystkim pauza, odpoczynek, kąpiele, odpoczynek, pod rampę na załadunek i do Hiszpanii tym razem.

Po załadunku i pauzie ruszyliśmy – 6 miejsc rozładunku, pierwsze w Irun’ie, ostatnie w Madrycie. Pogoda niezbyt nas rozpieszczała bo wciąż padał śnieg i było dość chłodno przez co trzeba było cały czas uważać na drodze. Płyn do spryskiwaczy znikał w zastraszającym tempie, a przy obwodnicach miast często prędkość spadała do 40km/h z wiadomych względów. Przed Venlo spory korek i sporo zmarnowanego czasu. Rano, będąc tuż obok miejscowości Turnhout w Belgii otrzymaliśmy telefon od naszego prowadzącego spedytora z zapytaniem „czemu jesteśmy dopiero tu, skoro powinniśmy być już na granicy belgijsko-francuskiej?” – w komputerze nie widać padającego śniegu, korków czy tego, że droga jest nieodśnieżona. Po rozłączeniu rozmowy usłyszeliśmy dość cichy wystrzał i odgłos ulatującego powietrza. Była to oczywiście opona (prawa, tylna zewnętrzna). Od początku ciągam naczepę z jednym koszem na koło zapasowe przez co mam tylko zapas dla naczepy a do auta nie mam, więc w takim przypadku konieczne jest wzywanie serwisu. Pozostawię bez komentarza treści rozmów w tej sprawie z osobą decydującą o takich rzeczach w firmie. W każdym bądź razie, próba odkręcenia koła, by móc dotoczyć się na jednym do jakiegoś serwisu skończyła się zgięciem brechy i urwaniem korby od podpór naczepy – wyczepiłem się z naczepy, żeby lewarek dał radę podnieść tylną oś auta (na chłodni miałem około 18 ton ładunku) i przy ponownym podczepianiu ukręciłem korbę. Na szczęście udało się schować podpory i jadąc 15km/h wjechaliśmy do Turnhout celem odnalezienia jakiegoś serwisu oponiarskiego. Zajęło nam to z dojazdem półtorej godziny. W serwisie DAF’a pokierowano nas w odpowiednie miejsce. Był to dość spory serwis, jednak zlokalizowany w małej wiosce. Jako, że od dwóch dni Niderlandy były zasypywane raz po raz większymi bądź mniejszymi opadami śniegu serwis ów był pełny ludzi oczekujących na zmianę opon na zimowe. Na zewnątrz czekało na zmianę ogumienia około 30 samochodów osobowych i kilka dostawczych – w tym kilka ciekawych egzemplarzy (Bentley, Porsche, Mercedes w wersji AMG itp.). Niestety pani nas obsługującą była na tyle ciepłą kluchą, że przez 45 minut nie potrafiła udzielić informacji czy jakakolwiek naprawa będzie u nich możliwa. Po upływie wspomnianego czasu, bez ukrywania irytacji, po odebraniu miliona telefonów z firmy z zapytaniem „i co?” olaliśmy ów serwis. Stanęliśmy na parkingu pewnego agro-serwisu w oczekiwaniu na serwis oponiarski który przyjedzie do nas o co zabiegaliśmy od początku bo było to w naszym mniemaniu, mimo pewnych kosztów, najrozsądniejsze wyjście. Po jakimś czasie przyjechał do nas miły pan, wymienił nam całe koło (miał gotową nową oponę na feldze) i pojechaliśmy dalej. Przyczyną wystrzału był najprawdopodobniej jakiś ostry kamień który dostał się między „bliźniaki” i uszkodził boki obu opon, druga też kwalifikowała się do wymiany ale w serwisie dostępna była tylko nowa i to w cenie 800 euro więc musieliśmy ostrożnie jechać tylko z jedną wymienioną, ale w najbliższy piątek ze Szczecina miała dotrzeć do nas do Padborga podmiana wszystkich czterech opon na oś napędową.
Próba ściągnięcia koła, szukanie serwisu, oczekiwanie na odpowiedź i później oczekiwanie na przyjazd serwisu kosztowało nas 5 godzin i całkowicie posrało terminarz dostawy. W związku z tym, że nie bylibyśmy w stanie dojechać z towarem na czas ustalono, że dociągniemy dokąd damy radę i się przepniemy z chłopakami którzy już z Hiszpanii wracali.

Dojechaliśmy do nich w środku nocy, przepięliśmy się i poszliśmy spać. Naczepa była załadowna ciastkami a towar przeznaczony był na magazyn Frode Laursen do Jyderup więc mieliśmy zarezerwowany prom z Puttgarden w Niemczech do Rodby w Danii. Po drodze wyszła nam pauza na jednym z parkingów na niemieckiej A1, rano dojechało do nas inne auto Andaro ale chłopaki byli dość zmęczeni warunkami więc pogadaliśmy tylko chwilę i poszli oni spać. Całą drogę popadywał śnieg ale od Hamburga do Puttgarden sypało konkretnie i miejscami nie dało się jechać szybciej niż 40km/h. Jednak to co czekało nas w Danii było już naprawdę konkretnym atakiem zimy. Śnieg sypał non stop a drogi odśnieżane były przez ładowarki tj. śnieg zbierano nimi z drogi i zrzucano na pobocza. Miejscami zaspy miały nawet 3 metry wysokości. Odcinek ok. 50 km do Jyderp pokonuje się lokalną drogą która o dziwo była idealnie odśnieżona – prędkości jednak nie da się na niej rozwinąć zbyt dużych gdyż jest ona bardzo kręta i wąska, poza tym sporo po drodze małych miejscowości. Na miejsce dotarliśmy tuż przed 23. Rano po rozładunku udaliśmy się z powrotem do Padborga. Po drodze znów sporo śniegu i kilkanaście aut w rowach oraz dwa poważniejsze karambole. Jeden z nich udało się nawet sfotografować – brała w nim udział cysterna i kilka osobówek, korek nią spowodowany miał 11km długości, na szczęście po przeciwnej stronie drogi. Po drodze zabraliśmy jeszcze dwie palety ryby z Kolding i 15 sztuk pustych. W czasie załadunku konkretnie podniesiono mi ciśnienie. Ładowaliśmy w firmie pod której spedycją jeździmy przez cały czas. Na początek nie wiedziano co mamy zabrać i w jakiej ilości. Po upływie około 45 minut udało się to ustalić, jednak nikt nie zaczął tego ładować. Po kolejnej wizycie w biurze okazało się, że towar mają ale nie będą go ładować bo jak to ujęli „nie mają z nim nic wspólnego” – powiedziałem więc, że sobie sam go załaduję, chwilę po tym jednak zabroniono mi użycia jednego z wózków dostępnych na rampie. W tym momencie miarka się przebrała bo przecież nie będę ładował sobie towaru ręcznie. Jako, że mój angielski pozwala na sporo, spowodowałem chwilowe poruszenie w biurze i oderwanie się wszystkich jego pracowników od komputerów. W końcu ja również pracuję na rzecz tej firmy i uważam za niedopuszczalne marnowanie dwóch godzin na załadunek dwóch palet. Początkowa konsternacja „biurowych” spowodowała, że szybko znalazł się wózek którym mogłem sobie załadować sporne palety i jechać w cholerę.

Do Padborga dotarliśmy po południu i po zostawieniu naczepy na terminalu od razu udaliśmy się na serwis w celu oczekiwania na zmianę opon które miała nam przywieźć co tygodniowa podmiana kierowców. Jako, że cztery koła sporo ważą to do służbowego busa konieczne było doczepienie przyczepki dwuosiowej, z która nie dało się jednak jechać szybciej niż 90km/h. Przez to wszystko zmiana opon nastąpiła dopiero przed 22. W nocy naczepę załadowano i przed 9 mogliśmy ruszać, tym razem do Barcelony. Po drodze panowały dość znośne warunki pogodowe. Czasem padało, czasem było sucho. Po drodze pauza gdzieś we Francji. Do pierwszego miejsca zrzutki dotarliśmy w niedzielę wieczorem, z niemałymi problemami gdyż firma zlokalizowana była w nowej dzielnicy przemysłowej w miejscowości Sant Esteve Sesrovires a od jakiegoś już czasu nie mogę doprosić się aktualizację posiadanej nawigacji.
Rano rozładunek, potem drugi 50 km dalej i załadunek mrożonki znów kawałek dalej. Na szczęście ładunek całościowy więc mogliśmy ruszać z powrotem do Danii. W drodze powrotnej auto pokazało na liczniku 800000km a kilka dni wcześniej przejechałem 100000km od momentu kiedy przejąłem auto.
Obrazek

Po drodze tankowanie w Luxemburgu i pauza tuż przed Kolonią w Niemczech. Rano prysznic, śniadanie i jazda do Puttgarden. Warunki w porównaniu z ostatnim razem bardzo dobrze z wyjątkiem zwężek i zakazu wyprzedzania na A1. Do Hvidovre niedaleko Kopenhagi dotarliśmy tuż przed północą. Rano szybki rozładunek i oczekiwanie na to co dalej. Około 11 otrzymaliśmy polecenie udania się do miejscowości Kalundborg skąd mieliśmy popłynąć promem do Aarhus. Dotarliśmy tam przed 13 i oczekiwaliśmy na prom do godziny 19. Na promie drzemka bo nudno było strasznie a internet nie chodził. Do Aarhus przybiliśmy przed 23 i udaliśmy się na zachód do miejscowości Lemvig. Zlokalizowana on jest prawie, że na końcu świata gdyż bardziej na zachód już się za bardzo nie da pojechać. Po drodze dobre warunki ale dość zimno (-12) przez co ostrożna jazda.
O poranku załadunek, oczywiście przez polaka – niestety zaszła jakaś pomyłka i załadował nie to co powinien, przez co popracował na darmo i musiał załadować raz jeszcze właściwy towar. Z Lemvig udaliśmy się do Esbjerga lokalną duńską, strasznie nudną drogą (zakręt co 5 km a tak prawie cały czas prosto i pola wkoło). W Esbjergu trzy doładunki i zjazd do Padborga, tankowanie do pełna, pakowanie i wyjazd do domu. Granicę przekroczyliśmy tuż po 1 w nocy, jeszcze tankowanie służbówki, wyciąganie kolegi auta z parkingu bo odmówiło współpracy, odpalanie z kabli i jazda do domu. To tyle.

Kilka fotek.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Więcej fotek: http://filippo.picturepush.com/album/12 ... .2010.html

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 12 gru 2010, 19:24
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 31 paź 2008, 13:45
Posty: 944
Samochód: MERCEDES ACTROS MPIII 1844
Lokalizacja: Siedlce

Twoje opisy to najlepszy demotywator dla młodych ludzi, w tym dla mnie :D

Chyba pora zacząć doceniać swoją obecną pracę :roll:


Post Wysłano: 12 gru 2010, 20:14
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Cytuj:
Twoje opisy to najlepszy demotywator dla młodych ludzi, w tym dla mnie :D

Chyba pora zacząć doceniać swoją obecną pracę :roll:

Przyznam, że w taki sposób nie patrzyłem jeszcze na to wszystko ale myślę, że coś w tym jest bez wątpienia. Uwierz jednak, że często pomijam opisywanie sytuacji kiedy wqurwienie na drodze/rampie/biurze z wielu względów sięga zenitu, przez kilka dni nie ma opcji żeby się wykąpać, ugotować coś porządnego czy się wyspać czy wtedy gdy odpisuję na durne smsy zamiast prowadzić w skupieniu auto lub czekam nie wiadomo na co itp, itd. Z drugiej jednak strony wszystko to składa się na naszą pracę i większości z kolegów takie sytuacje nie są absolutnie obce.

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 12 gru 2010, 21:33
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 31 paź 2008, 13:45
Posty: 944
Samochód: MERCEDES ACTROS MPIII 1844
Lokalizacja: Siedlce

Cytuj:
Przyznam, że w taki sposób nie patrzyłem jeszcze na to wszystko ale myślę, że coś w tym jest bez wątpienia. Uwierz jednak, że często pomijam opisywanie sytuacji kiedy wqurwienie na drodze/rampie/biurze z wielu względów sięga zenitu, przez kilka dni nie ma opcji żeby się wykąpać, ugotować coś porządnego czy się wyspać czy wtedy gdy odpisuję na durne smsy zamiast prowadzić w skupieniu auto lub czekam nie wiadomo na co itp, itd. Z drugiej jednak strony wszystko to składa się na naszą pracę i większości z kolegów takie sytuacje nie są absolutnie obce.
Właśnie ja te sytuacje znam aż za dobrze. Dlatego chcę/chciałem? iść na duże auto. Myślałem że jak jest tacho to nie wydzwaniają co pół godziny gdzie jesteś, ma się czas żeby zjeść coś normalnego, stanąć wykąpać się itp. A jak na dużych jest taki sam sajgon jak na małych to pierdziele taki interes. Ja przynajmniej nie mam problemów z załadunkami/rozładunkami, bo gdzie się nie wwalę to wyjadę bez problemów, a dużej różnicy w pieniądzach nie ma, przynajmniej w mojej okolicy...


Post Wysłano: 12 gru 2010, 23:58
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 15 sie 2005, 15:04
Posty: 2873

Cytuj:
Właśnie ja te sytuacje znam aż za dobrze. Dlatego chcę/chciałem? iść na duże auto. Myślałem że jak jest tacho to nie wydzwaniają co pół godziny gdzie jesteś, ma się czas żeby zjeść coś normalnego, stanąć wykąpać się itp. A jak na dużych jest taki sam sajgon jak na małych to pierdziele taki interes. Ja przynajmniej nie mam problemów z załadunkami/rozładunkami, bo gdzie się nie wwalę to wyjadę bez problemów, a dużej różnicy w pieniądzach nie ma, przynajmniej w mojej okolicy...

Nie przesadzaj. Jak się pracuje z oszołomami to może i jest co pół godziny telefon. A z czasem dla siebie na posiłek, kąpiel etc.? Hmmm to też dużo zależy od samej pracy. Bo jak się załadowałem i jechałem przykładowo ponad 2 tyś. km w jedną stronę to bez problemu był czas na takie rzeczy. A teraz, jak prawie codziennie rozładunek/załadunek to niekiedy jest problem. I też dużo zależy jakie kto ma podejście. Bo jeżeli jest się nadgorliwym, to zawsze na wszystko brakuje czasu. "9h i jedna minuta i już trzeba jechać", bo jak postoimy jeszcze 15 minut to tragedia... . :lol: Chyba rozumiesz co mam na myśli.

Odnośnie twojego dylematu, to obecnie chyba musiałbym być masochistą żeby się przesiąść do busa i jeździć gdzieś na UE i "mieszkać" w takiej puszce.

Co do opisu to jak zwykle, przyjemna lektura i ... codzienność.


Ostatnio zmieniony 13 gru 2010, 0:11 przez Pazdz, łącznie zmieniany 1 raz.

Post Wysłano: 13 gru 2010, 0:03
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 18 lip 2007, 22:15
Posty: 2820
GG: 772271
Lokalizacja: Pudzików Woj. Łódzkie

Cytuj:
Właśnie ja te sytuacje znam aż za dobrze. Dlatego chcę/chciałem? iść na duże auto. Myślałem że jak jest tacho to nie wydzwaniają co pół godziny gdzie jesteś, ma się czas żeby zjeść coś normalnego, stanąć wykąpać się itp. A jak na dużych jest taki sam sajgon jak na małych to pierdziele taki interes.
Tak jak pazdz napisał wszystko zależy od osoby i specyfiki pracy. Ja np mam ogromny problem z załadunkami i rozładunkami aby tego dokonać muszę z pól godziny latać po ludziach i wydzwaniać do kierowników obrzucając ich kur***mi aby ktokolwiek raczył się mną zainteresować ale za to nikt mnie nie goni ani nie wydzwania co chwile gdzie jestem kiedy chce to staje (mnie czas jazdy nie obowiązuje ale nie wiadomo ile tez nie mogę jechać)

Sa firmy gdzie robotę masz ustalona na kilka dni w przód i możesz sobie zaplanować trasę a są i takie gdzie wszystko jest na wariackich papierach

_________________
Marianex podjedź no do przodu bo Grzeniu kiprował będzie


Post Wysłano: 14 gru 2010, 17:38
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 21 lut 2008, 20:19
Posty: 876
Samochód: Toyota Corolla
Lokalizacja: Balbriggan, IRL

Opis jak zwykle ciekawy, zima dała popalić już w tym roku nie tylko kierowcom na kontynencie, w Irlandii też było ciekawie :U

_________________
VOLVO FAN!!!


Post Wysłano: 15 gru 2010, 17:15
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 02 lis 2010, 18:26
Posty: 1921
Samochód: Żółtek
Lokalizacja: Warszawa/Żychlin

Janku, a ja mam pytanie z innej beczki.
Ile miesięcznie wam wychodzi kilometrów w podwójnej?


Post Wysłano: 15 gru 2010, 23:26
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Cytuj:
Janku, a ja mam pytanie z innej beczki.
Ile miesięcznie wam wychodzi kilometrów w podwójnej?
Tyle co niektórym w pojedynczej bo wychodzi mi, że pomiędzy 10 a 14 tyś. kilometrów przez te 21 dni bo zależy to od wielu czynników. Ja jeżdżę przeważnie na Włochy a reszta chłopaków z firmy przeważnie na Hiszpanię i oni zazwyczaj nakręcą trochę więcej niż ja.

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 06 sty 2011, 14:05
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 02 lis 2010, 18:26
Posty: 1921
Samochód: Żółtek
Lokalizacja: Warszawa/Żychlin

Kierowniku, a co tam w nowym roku, bo już prawie miesiąc, a relacji brak.
Czekam :)


Post Wysłano: 07 sty 2011, 18:19

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 04 lut 2010, 14:17
Posty: 10
GG: 0

Post Wysłano: 08 sty 2011, 16:32
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 21 lut 2008, 20:19
Posty: 876
Samochód: Toyota Corolla
Lokalizacja: Balbriggan, IRL

Cytuj:
Wyklepie sie :lol:

_________________
VOLVO FAN!!!


Post Wysłano: 19 sty 2011, 8:52
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Cytuj:
Kierowniku, a co tam w nowym roku, bo już prawie miesiąc, a relacji brak.
Czekam :)
Będą będą, kolego szanowny. Przed świętami nie było absolutnie czasu pisać a po nich pojechałem w trzydniową trasę nie swoim autem która trwała trzy tygodnie(sic!). W owej trasie miałem czasu od groma ale w aucie nie było przetwornicy a mój kabel do ładowarki samochodowej zaginął więc trzy tygodnie jeździłem bez komputera przez co nie mogłem pisać. Ale notatki są więc na dniach uzupełnię.

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 21 sty 2011, 18:26
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Od poprzedniego zjazdu plan był taki, że po tygodniu spędzonym w domu ruszamy jedynie na taki sam okres w trasę i zjeżdżamy do domu na święta. Tak też się stało.
Wyjazd zaplanowany był na 17go grudnia z bazy. Jechaliśmy we czterech czyli w dwie obsady. Ze mną Paweł, skoczek który zrobił ze mną poprzednią trasę a przyszedł na chłodnie jedynie chwilowo z naszych plandek. Niestety wraca na plandeki bo jeśli chodzi o bycie skoczkiem to niektórym dużo bardziej pasuje układ pracy plandek gdyż jest zdecydowanie inny niż na chłodniach.
Auto nasze czekało w Padborgu pod rampą i po załadunku ruszyliśmy w sobotę przed ósmą rano na rozładunek do Wenecji, całościowy na szczęście. Trasa przebiegała dość spokojnie gdyż największe śniegi już z dróg pousuwane więc jechało się całkiem przyjemnie. Po drodze jeden z wyprzedzających nas polaków zapytał mnie na CB czy widziałem, że z naczepy wiszą mi sople? W Padborgu ładuję zawsze świeżą rybę która zapakowana jest w styropianowe pudełka i obłożona jest lodem. Temperatura transportu to zazwyczaj 2 stopnie więc zawsze trochę tego lodu się stopi a woda a raczej szlam spływa na podłogi i ucieka przez uszczelki na zewnątrz. Temperatura na zewnątrz była minusowa więc wypływająca woda tworzyła sople co wydaje się dość oczywiste i normalne. Jednak te które zobaczyliśmy (patrz zdjęcie) gdy stanęliśmy na tankowanie trochę nas przeraziły a raczej przeraziła nas świadomość tego co mogłoby się stać gdyby taki sopel spadł na jadące za nami auto.
We Włoszech temperatura była już plusowa więc więcej ich strącać nie musieliśmy. Na miejsce dotarliśmy około 3 w nocy z soboty na niedzielę i niewiele myśląc poszedłem załatwić wcześniejszy rozładunek żeby mieć spokój w ciągu dnia. Po nim położyliśmy się spać.

Pobudkę zarządziliśmy dość wcześnie gdyż już przed południem, ze względu na spodziewany brak zleceń załadunkowych bo niedziela zaplanowaliśmy połazić po Wenecji – ja trzeci raz, Paweł po raz pierwszy. Wycieczka udało się znakomicie gdyż o tej porze roku w Wenecji jest zdecydowanie mniej turystów i można się dopchać do kilku atrakcji. Zdecydowaliśmy zafundować sobie wjazd na Dzwonnicę św. Marka, co okazało się całkiem dobrym pomysłem gdyż widok Wenecji z góry jest bardzo atrakcyjny. Musiałem zaliczyć oczywiście lody mimo, że temperatura na zewnątrz była mało do tego odpowiednia. Po powrocie do auta otrzymaliśmy wiadomość, że wieczorem załadują nas w tej samej firmie w której się rozładowaliśmy i zrobimy kabotaż po Włoszech. Miało być niedaleko bo jakieś 60km od Wenecji i było ale rozładunków było aż 6 i zajęły nam one praktycznie cały dzień - tradycyjnie przez włoskie ogarnięcie a raczej jego brak.

Następnego dnia załadowano nas w pewnej firmie rukolą i mogliśmy ruszać w drogę powrotną. Ładunek przeznaczony był do Helsingborga w Szwecji. Trasa powrotna bez przeszkód i przygód przebiegła na tyle sprawnie, że udało nam się zdążyć na poranny prom z Rostocku do Trelleborga. Jako, że wjechaliśmy nań niejako prosto z drogi więc nie udało się wykręcić na nim 9 godzin pauzy więc w porcie w Trelleborgu musieliśmy jeszcze swoje odstać. Do Helsingborga dotarliśmy około 18:30 i okazało się, że jedna z firm w której mamy się rozładowywać może to zrobić dopiero około 22 a druga nie pracuje wcale w nocy i będzie trzeba poczekać do dnia następnego. Szybki telefon do naszej spedytorki Ani i w pierwszej firmie rozładowano nas wcześniej a do drugiej dano nam kod wejściowy na halę i rozładowaliśmy się sami. Po rozładunku liczyliśmy na to, że udamy się prosto do Padborga a stamtąd do domu gdyż była to już środa 22 grudnia. Okazało się jednak, że jest jeszcze jedna misja do wykonania na terenie Danii. Udaliśmy się więc z Helsingborga do miejscowości Roslev na północy Danii celem załadowania przetworów z krewetek. W momencie gdy ruszaliśmy zaczynał nieśmiało padać śnieg który w Danii przerodził się już w konkretną śnieżycę. Duńczycy często odśnieżać zaczynają dopiero wtedy gdy śnieg przestaje padać lub napada go już tyle, że jechać jest naprawdę ciężko. Dlatego też trasę do Roslev pokonywaliśmy z maksymalną prędkością (występującą jedynie miejscami na najlepszych odcinkach) 60km/h. Na miejsce dotarliśmy około 5 nad ranem czyli odcinek około 400km jechaliśmy ponad 7 godzin, co i tak wydaje mi się dobrym wynikiem
.
Załadunek po pauzie i do Padborga dotarliśmy około godziny 18. Jako, że moje auto miało na połowę stycznia zaplanowany przegląd okresowy silnika a przed świętami w trasę miały wyjechać tylko trzy auta to szef zdecydował, że zjedziemy samym ciągnikiem do Szczecina. Na wyładunek musieliśmy poczekać i swoje odstać w kolejce gdyż przed świętami na terminalu Frigoscandii w Padborgu panował spory ruch. Tuż przed 21 rozładowaną naczepę odstawiliśmy do serwisu celem naprawy kilku drobiazgów (za które faktura okazała się wcale nie drobiazgowa ale o tym kiedy indziej) i wystartowaliśmy do Szczecina.

Większość z was wie a reszta się pewnie domyśla, że jazda samym ciągnikiem różni się zdecydowania od jazdy całym zestawem. Różnica ta jest jednak dużo bardziej odczuwalna gdy jedzie się po śniegu czy po lodzie a niestety mieliśmy z tym do czynienia w drodze powrotnej. Zima na całego tzn. opady śniegu dość obfite, miejscami podłoże konkretnie zmrożone a do tego jeszcze silne podmuchy wiatru. Już w odległości ok. 150km od Szczecina śnieg ustał za to z racji wyższej temperatury zaczął padać deszcz jednak temperatura przy gruncie musiała być niższa niż pokazywał termometr a przekonałem się wtedy gdy po wjechaniu na poprzeczną nierówność na drodze znalazłem się momentalnie na połowie sąsiedniego pasa ruchu ustawiony pod kątem do kierunku jazdy – trzeba było zdecydowanie zwolnić. Po 8 godzinach dojechaliśmy szczęśliwie na bazę która przywitała nas deszczem i większością placu zastawioną autami naszej firmy – widok bardzo rzadko spotykany. Przepakowanie, uzupełnienie dokumentacji i około 6 rano 24 grudnia mogłem udać się na Święta w domu.

Kolejny wyjazd nastąpił 27 grudnia. Plan był taki, że zmieniam sam chłopaków którzy zjeżdżają na sylwestra do domu jakieś 100km przed Rostockiem, z niego płynę promem do Szwecji, rozładowuję się w Malmo, wracam do Padborga gdzie czeka na mnie skoczek w moim aucie i jedziemy na Włochy.
Dojechałem do nich około 17, przejąłem auto (dawno Dafem nie jeździłem i wciąż twierdzę, że jest to słabo dopracowane auto mimo posiadanych kilku zalet) i ruszyłem na Rostock. Po załatwieniu biletu, odstaniu swojego wjechałem na prom i jedząc posiłek napisałem na forum gdzie będę. Odezwał się do mnie KRCR z którym ustawiłem się po rozładunku w Malmo. Do naszej ustawki podłączył się również nasz forumowy mistrz ciętego moderowania. NIESTETY jakieś 20 minut przed godziną Zero moi spedytorzy pokrzyżowali nam całkowicie plany i znów nie wręczyłem Jeszkinowi zamówionej osiem miesięcy temu soli morskiej z młynkiem oraz nie zdołał on wypić w obsługiwanym przeze mnie Dafie obiecanej kawy (chociaż ja jej wcale nie piję i chyba musiałby przyjść ze swoją). Nie udało się po raz kolejny. Sacre ble jak mawiają miłośnicy mięczaków zaliczonych prze UE do kategorii ryb. Pozdrawiam obu Panów licząc na rewanż (sic!)

Po nieudanym romansie z Dafem i Manem udałem się do Helsingborga gdzie się sam załadowałem na hali na której naturalna temperatura to zaledwie -25 stopni w skali Celsjusza. Palców nie czując u nóg i rąk, z soplem pod nosem i zgrabiałymi ustami z rozkręconym na maksa ogrzewaniem udałem się do duńskiego Horsens. Tam jakoś nikt nie oczekiwał na mój towar więc musiałem z jego rozładunkiem zaczekać do następnego dnia. Odtajałem trochę, więc na noc zdecydowałem się uchylić nawet szybkę co by dopuścić świeże powietrze do wnętrza kabiny gdyż ogrzewanie skręciłem jedynie o pół stopnia.
Rano rozładunek, dobre śniadanie a po nim oczekiwanie na dyspozycje.
Dyspozycje przyszły dość zaskakujące gdyż miałem udać się do Padbarga celem załadunku na Hiszpanię do której miałem się udać jedynie w towarzystwie obecnie obsługiwanego XF105 460. Skoczków deficyt i jechać nie miał ze mną kto. Nie ukrywam, że taki układ mnie nawet ucieszył bo po tylu miesiącach w podwójnej mogła to być dobra odskocznia. I była w sumie może poza jednym minusem. W swoim Actrosie mam podłączoną na stałe przetwornicę do której podłączam zazwyczaj swojego laptopa – zgubiłem gdzieś kabel do zasilacza samochodowego więc muszę korzystać z prądu 230V. Niestety kolega którego Dafem pojechałem swoją przetwornicę zabrał przez co zostałem odcięty od komputera. Na swoje nieszczęście, wziąłem też ze sobą zaledwie jedną w dodatku cienką książkę i zbyt mało prasy. Wszystko to złożyło się na to, że się mocno wynudziłem i nie mogłem poświęcić wolnego czasu na bieżące opisywanie tego co się działo.

W trakcie ładowania okazało się, że jakaś część towaru jeszcze nie dotarła i dotrze za późno więc musiałem się zamienić naczepą z kolegą który stał obok gdyż on był już załadowany i z późniejszym terminem dostawy.
Do Hiszpanii jechałem trzy dni bo tak wyszło a i spieszyć się nie było absolutnie po co. Nowy Rok przywitałem w objęciach morfeusza (cokolwiek dwuznacznie to brzmi) bo i świętować nie było co, nie było z kim i jak gdyż stałem samotnie na parkingu w okolicy belgijskiego Liege.

Pierwszy rozładunek miał miejsce w Oiartzun, potem była Pasajes San Pedro i dalej pojechałem zdjąć całą resztę do Madrytu. Po rozładunku i wykręceniu 24h pauzy w Madrycie oczekiwałem na współrzędne załadunku. Zdziwiłem się lekko gdyż wysłano mnie aż pod Almerię czyli jakieś 550 km od Madrytu. Dojechałem tam późnym wieczorem. Rano załadowano mnie sałatą lodową z przeznaczeniem na Szwecję. Trasa powrotna przebiegała nadzwyczaj spokojnie i trwała prawie 4 dni gdyż do przejechania miałem około 2600km. Jako, że nie zdążyłbym na prom który miał mnie zabrać z Travemunde do Malmo, wypauzowałem się wcześniej i promem popłynąłem jedynie z Puttgarden do Rodby a resztę trasy pokonałem na kołach. Rozładunek szybki i bezproblemowy gdyż towar był oczekiwany.
Po nim dostałem informacje o tym by wykręcić 45h, udałem się więc na stację benzynową pewnego znanego koncernu w dwa dni wyspałem i wynudziłem się chyba za wszystkie zaległe czasu – już nawet gazetami szwedzkimi się zainteresowałem – kupiłem bardzo fajną dotyczącą starych ciężarówek. W poniedziałek przed południem dostałem polecenie by znów udać się do siedziby Frigoscandii w Helsingborgu i znów samodzielnie załadować się na hali -25 stopni Celsjusza – wątpliwa przyjemność mimo, że mam za sobą kilka sezonów tzw. „morsowania”
Po załadunku udałem się do podkopenhaskiego Hvidovre gdzie rankiem obudzony przez ryczącą V8 koncernu z Sondertalje udałem się pod rampę wyładunkową i o 8:15 byłem gotów na kolejne dyspozycje.

Tak jak się spodziewałem po rozładunku polecono mi zjechanie do Padborga. Tam umyłem zestaw, w warsztacie wymieniono mi lampę tylną w naczepie gdyż trafił ją szlag i oczekiwałem na przyjazd kolejnego już w mojej karierze skoczka. Ten przyjechał a dokładniej został przywieziony około godziny 15. W nocy załadowano nas znów na Hiszpanię.

Ruszyliśmy około trzeciej nad ranem, niestety po drodze złapał na korek w Belgii przez co wychodziło nam, że możemy się spóźnić z rozładunkami. Tak też się stało gdyż kolejny zator złapał nas w Paryżu. Jednak o wszystkim wiedzieliśmy na tyle wcześnie, że odbiorcy zostali o tym poinformowani przez co nie stanowiło to jakiegoś dużego problemu.
Po ostatnim rozładunku w Bilbao udaliśmy się na drugą stronę Hiszpanii bo do miejscowości Tortosa. Po drodze jechaliśmy bardzo ciekawym kawałkiem drogi a mianowicie ciągnącym się doliną rzeki Ebro – naprawdę fajne widoki a z samego rana bardzo gęsta mgła.
W Tortosie mieliśmy ładować mandarynki. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że towar nie jest jeszcze gotowy i musimy na niego zaczekać do popołudnia. Poranek przywitał nas temperaturą 2 stopni na plusie jednak w ciągu dnia pojechała ona aż do poziomu 22 stopni co przyjęliśmy z niekłamaną przyjemnością. Efekt dla mnie był taki, że wygrzałem na słońcu gnaty a kolega skoczek się przeziębił…
Po załadunku otrzymaliśmy od ładującego siatkę z 5kg mandarynek które wciągaliśmy przez resztę trasy.
Po drodze musieliśmy zahaczyć o miejscowość Sant Esteve Sesrovires by załadować jak to ujął w sms’ie nasz spedytor „jakieś kilka kartonów, góra 40kg”. Naczepę mieliśmy załadowaną dość szczelnie ale 40kg kartonów powinno się zmieścić. Na miejscu okazało się, że kartonów jest 30 sztuk i każdy waży ok. 12kg i ułożone są na palecie euro. Na paletę miejsca nie mieliśmy więc ułożyliśmy kartony wprost na podłodze. Okazało się to później kiepskim pomysłem, gdyż podłoga była jeszcze mokra po myciu naczepy, kartony namokły, porozrywały się i wysypywały się z nich puszki z rybami. Trudno się mówi, mówiliśmy że na paletę miejsca nie mamy. W drodze powrotnej nic szczególnego się nie wydarzyło. Tankując na La Jonquera posłuchaliśmy na CB o czym ciekawym rozprawiają Polacy kręcący tam weekendowe pauzy.
Towar przeznaczony był dla znanej również w Polsce sieci Netto. Mieliśmy go dostarczyć do chyba największego duńskiego magazynu zlokalizowanego w miejscowości Koge niedaleko stolicy Danii. Okazało się jednak, że termin dostawy ustalono dopiero na 2 w nocy z poniedziałku na wtorek a my bylibyśmy w stanie tam dojechać już w sobotę w nocy. Przeorganizowaliśmy więc sobie nasze plany dotyczące jazdy i jechaliśmy tyle ile nam się chciało by się zbytnio nie przemęczać. Mimo to do celu dotarliśmy w niedzielę po południu i jeszcze przed rozładunkiem zdołaliśmy wykręcić 24 godzinną pauzę a właściwie 28godzinną.
Mimo, że ów magazyn to moloch to rozładunek samodzielny chociaż z racji tego, że na rampie pracowali sami Polacy pomogli nam tyle ile mogli.
Druga część towaru miała być dostarczona kilkanaście kilometrów dalej do magazynu innej sieci supermarketów (tej jednak w PL nie znamy) do miejscowości Ishoj. Dotarłem tam około 4:30 ale okazało się, że wyładunek będzie możliwy dopiero od 6 rano.
Po drzemce udałem się na rampę by rozładować znów samodzielnie 9 palet mandarynek. Wszystko szło sprawnie do momentu aż jedna z palet na skutek mojego błędu w obsłudze sprzętu nie poleciała na mnie. Około 40 minut zbierałem z powrotem do kartonów rozsypane mandarynki i formowałem z nich słupki.
Po rozładunku pauza do około 9 i zjazd do Padborga gdzie skoczek ćwiczył namiętnie podjeżdżanie pod rampę, ogarnęliśmy auto, spakowaliśmy mandżury i czekaliśmy na podmianę. Ta przyjechała przed chwilę po 19 i przed 20 ruszyliśmy na Szczecin. Ja do domu dotarłem około 4 nad ranem i jako, że była pełnia nie spałem wcale.

Kilka zdjęć na zachętę:
Wenecja
Obrazek

V8
Obrazek

Zdjęcie wyjazdu
Obrazek

Góreczki
Obrazek

Cała fotogaleria ( właściwie nie cała bo skończył mi się limit na picturepush'u) - http://filippo.picturepush.com/album/13 ... y-Rok.html

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 21 sty 2011, 18:43
Awatar użytkownika

Moderator

Offline

Offline

Moderator

Awatar użytkownika


Rejestracja: 12 lut 2007, 16:06
Posty: 2140
GG: 6845711
Samochód: prawo fotelowiec
Lokalizacja: Gryfino

Lubię czytać opisy z Twoich tras tak samo się stało z tym opisem, który dodałeś. Wczytałem się i w pewnym momencie koniec czego bardzo nie chciałem bo się dość ciekawie czytało. Bardzo ładne krajobrazy ;)

_________________
www.flickr.com/marekjastrzebski


Post Wysłano: 21 sty 2011, 18:47
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 08 gru 2007, 16:53
Posty: 349
GG: 10729981
Samochód: Bmw
Lokalizacja: Orzesze

Kolejny bardzo ciekawy i interesujący opis trasy. Tylko pogratulować. :)
A czym dokładniej różni się jazda na plandekach od chłodni?


Post Wysłano: 21 sty 2011, 18:54
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 16 sie 2009, 13:17
Posty: 587
Samochód: VW Passat b5
Lokalizacja: KMY

Zdecydowanie najlepszy opis trasy ze wszystkich na forum.. czyta się to tak jakby samemu było się w trasie ;)

sopelki naprawdę ładne ;)

_________________
Mówią na mnie niepoprawny,za arcyzabawny
Nie mam czasu na bycie sławnym.....


Czemu mamy nierówne szanse, kiedy mamy wspólny cel?

______________


Post Wysłano: 21 sty 2011, 22:48

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 03 cze 2010, 13:05
Posty: 113
Lokalizacja: Łęczna

I w końcu obyło się bez "niespodzianek", a to przecież najważniejsze. :wink:

PS. Zabójcze te spole :)


Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Strona 7 z 40 [ Posty: 798 ] Przejdź na stronę Poprzednia 15 6 7 8 940 Następna


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do: