Sobota 24.08.13 , Niedziela 25.08.13
Mapka trasy :
https://mapy.google.pl/maps?saddr=%C5%9 ... =7&t=m&z=7
W sobotę jeszcze w godzinach popołudniowych zastanawialiśmy się czy ruszyć wieczorem czy odpuścić i ruszyć w poniedziałek normalnie tak jak każdy do pracy na pierwszą zmianę chodzi. Wygrała jednak opcja pierwsza,gdyż nie wiedzieliśmy czy nam nie znajdą na poniedziałek załadunków. Powrzucałem wszystkie rzeczy, kołdry,laptopa na niedzielę,głośniki,ładowarki nie ładowarki garnki itd. O godzinie 20:45 ruszyliśmy,trochę spóźnieni,bo plan był taki aby o 22 wjechać na Niemcy bo zakaz się akurat kończy. Ruszyliśmy spod domu i w 15 minut powiatowymi drogami dolecieliśmy do autostrady. Tam już bez oszczędzania maszyny 90 na tempomacie i tak do samej granicy gdzie trzeba było naturalnie zwolnić. Policji po drodze nie mijaliśmy, na granicy też nic nie było więc elegancko. Na Niemczech tylko na zwężkach się opuszczało o 2,3 km z tempomatu,ale i tak tempo było dobre. 45tka wypadła nam tak jak planowaliśmy przed Plauen. Czas dobry , 360 km z dojazdem do autostrady zrobione i zmieszczone w 4:19. W tym czasie zjedliśmy ciasto zrobione przez mamę i tyle z posiłku. Zdrzemneliśmy się 40 minut i ruszyliśmy jakoś przed 2. Parkingi od Hofu dalej na dół wszystkie pełne. Co jakiś czas na górkach doganiało się kogoś na górkach bo co to za ładunek 4.5 tony
. Około godziny 4 zaczął łapać nas sen, do tego deszcz zaczął padać i to taka najgorsza pora dla kierowcy. Pojechaliśmy jeszcze godzinę z hakiem i jakieś 60 km przed Heilbronnem , w czasie 3:23 zjechaliśmy na parking '' Braunsbach '' . Szybko zasłoniliśmy zasłony i poszliśmy spać. Wstaliśmy koło 11 , czyli tak jak planowałem. Poszliśmy się przemyć i zaczęliśmy grać w karty( tysiąc te sprawy ) . Zjedliśmy jakieś śniadanie,z tego co pamiętam to pomidory z cebulą itd . Potem odpaliliśmy laptopa i oglądaliśmy filmy, zawołaliśmy też kierowcę z busa co 5 tygodni już siedział na Europie bo mu się nudziło
. Po za tym nic się nie działo, dzień leciał powoli, nie było gdzie chodzić bo cały dzień padało, zdjęć też nie chciało mi się robić . Przed 22 poszliśmy więc spać , kończąc dzień ''Sherlockiem Holmsem .
Poniedziałek 26.08.2013
Mapka trasy :
https://mapy.google.pl/maps?saddr=A6,+B ... ls&t=m&z=7
Ruszyć mogliśmy o 5:20,bo tak nam pauza 24 h wypadała. Wstaliśmy przed 5 , ogarnęliśmy kabinę , poszliśmy się szybko przemyć i ruszyliśmy. Parking już prawie pusty, auta zjeżdżały głównie do toalety i jechały dalej.Wtoczyliśmy się na autostradę gdzie odrazu powitała nas zwężka. Szło dosyć sprawnie więc obyło się bez narzekań.Niestety jeszcze przed Heilbronnem i tak trafił się większy korek,bo tir stał na jednym pasie na awaryjkach,a dla Niemców to naprawdę nie lada widok. Potem szło sprawnie , na CB trochę się zaczęło ruszać,ale w premiumce gdzieś coś zwiera więc nie chciało nam się co chwile ruszać CB . Stacja radiowa w miarę przyziemna , niemieckich piosenek mało dlatego też jakoś to uspokajało humory ( nie lubimy Niemców
) . Udało nam się o 6 ,czyli o godzinie zakazów wyprzedzania na A6 dolecieć do Heilbronnu,gdzie zakaz się kończył . Potem już szło dosyć dobrze,też się gdzieniegdzie na zwężkach korkowało,ale było lepiej niż przypuszczaliśmy. Plan mieliśmy mało ambitny, mianowicie dolecieć do granicy w 4.5 h,a jak ruszyliśmy to zostało nam 305 km. Wjechaliśmy na 5tkę i tam trochę się już nieciekawie robiło. Z ojcem zaczęliśmy coś gadać,bo trochę słońce wyszło i pozwoliło się to nam przebudzić . Ciągle i tak na tempomacie gdzie się dało 90, norma dobra więc po co czas tracić na jeszcze lepszą . Po drodze gdzieś stanęliśmy do toalety,która akurat była w trybie sprzątania,więc trzeba było podlać trawę -,-. Gdy ruszyliśmy to już do granicy daleko nie było. Dolatując do niej modliliśmy się ,aby pierwsze światła nie były już zapalone bo by się trochę stało. Na szczęście 3 pierwsze światła przelecieliśmy i stanęliśmy przed ostatnimi w dłuższym sznurku. Wyciągnęliśmy więc karty i zaczęliśmy grać w tysiąca,tę partię jak i te z niedzieli oczywiście przegrałem . Szybko szło więc jakoś 30-35 minut i już wjeżdżaliśmy na terminal, ja na wjeździe szybko wyskoczyłem,bo trzeba było iść wziąć prysznic,a ojciec pojechał gdzieś zaparkować. W czasie gdy ja się myłem on zaniósł papiery do Zollimpexu i dopiero wrócił i wcisnął pauzę ( ostatnio na granicy policjanci jeżdżą i sprawdzają kiedy wykupiony ticket a kiedy wciśnięta pauza,jeśli pierw włączona pauza a potem kupiony ticket to 90 euro poszło
. ) .
Po odprawieniu papierów u Niemca i Szwajcara co poszło dosyć szybko bo towaru nie było tak dużo jak zwykle ruszyliśmy dalej. Do celu 110 km po niebyle jakich terenach,osobiście bardzo za nimi przepadam i chociaż rok temu trasa była identyczna jak ta to nie czułem się jakbym tu już był
. Na Bazylei zwężki,ale szło dobrze, od tunelu już normalnie 2-3 pasy.Tunel przejechany więc na tempomat 90 i polecieliśmy dwójką w stronę Berna . Widoki tutaj są piękne,tunele nie tunele , jakieś łąki. Zawsze mnie dziwi skąd ludzie biorą tyle vervy to obróbki pola. 8 osób na jednym polu , orali ,zaraz siali, 3 pryskał , 4 co innego itd
. Na górkach prawie ciągle lewy pas ,bo nie wszyscy mieli taki tonaż co my . Mina jednego gościa z Mercedesa MP II z 550 silnikiem była bezcenna . Do Berna dolecieliśmy przed 13. Teraz przez miasto można fajnie lecieć bo remonty pokończyli i prawie przez całe miasto a w sumie obwodnicę leciało się 80km/h. Od Berna do rozładunku zostało 15 km/h więc 15 minut i byliśmy już na miejscu. Malownicza wioska, zakład żyje swoim życiem,ale podoba mi się na nim. Nigdy nie było problemu,żeby Cię nie rozładowali,albo kazali czekać i ładowali swoje auta. Podstawiliśmy się pod dwójkę , zwinęliśmy linki celne ,ojciec wypełnił papiery i akurat kazali odjeżdżać . Odjechałem , spakowałem rzeczy na pakę i ruszyliśmy na Sikę na załadunek. Zlecenie dostaliśmy już jak staliśmy w kolejce do granicy co nas mocno zdziwiło :O.Wróciliśmy na autostradę i polecieliśmy zjazd dalej. Na zakładzie na szczęście nie było nikogo więc wpuścili nas i podjechaliśmy na ostatni magazyn na załadunek. 7 palet , 6 ton ładunku więc nie najgorzej, cięższe rzeczy się tu ładowało. Z odebranymi papierami i spiętymi pasami na towarze ruszyliśmy do Bazylei z nadzieją ,że jeszcze załadujemy i wjedziemy na Niemcy ,albo chociaż staniemy na granicy. Z 6 tonami auto co dało się odczuć lepiej się toczyło z górek,bo retarder pracował przy 94km/h non stop. Powrót tą samą trasą więc bez rewelacji,tylko widoki z drugiej strony. I może trochę lepsze ,nie wiedzieć od czego to zależy. Na Bernie korku nie było ,chociaż godziny szczytu. Leciało się dobrze,norma jeszcze lepsza niż na Niemczech , a każdy twierdzi że Szwajcaria to niczym Himalaje
. W przyjaznych warunkach pogodowych jak i przyrodniczych dolecieliśmy do Bazylei. Od Plattern był korek,bo rotacja na pasach ,jedni z pierwszego na czwarty, drudzy na odwrót i tak się zwalniał ruch. Wjechaliśmy na Camiona , ojciec poszedł do biura z zadowoloną miną,ale wrócił z nietęgą , werdykt jednoznaczny : Załadunek we wtorek 9 rano... Chwilę zastanowienia i pojechaliśmy na Planzera do Plattern bo tam prysznic i łazienki,a tutaj nic nie było. Po 20 minutach zaparkowaliśmy auto w rajce , zrobiliśmy jakiś obiad bodajże pulpety z makaronem i puściliśmy film , trafiony film pt ''Oszukana'' opowiadający o matce której zgubił się syn, ogólnie akcja oparta na faktach , lata 20 ubiegłego wieku. Tak nas film wciągnął,że poszliśmy spać dopiero wraz z jego końcem czyli przed północą .
No to koniec części 1 . Jak się podobało to proszę skomentować
. Dawno nie robiłem takich opisów a ta trasa też jednorazowa ..