Ja w sumie raz zabrałem też ludzi, którzy stali kompletnie bez sensu. Z litości.
Kiedyś taka parka gówniarzy z plecakami łapała stopa tutaj:
http://goo.gl/maps/OZvQW
Stali na środku tego ronda za znakiem "nakaz jazdy w lewo". Miałem jechać w prawo, ale jakoś mi się tak szkoda ich zrobiło, ,że pojechałem prosto, zawróciłem na następnym rondzie i zatrąbiłem do nich zajeżdzając do ronda z przeciwnej strony.
Okazała się to parka Francuzów, ktorzy jak tylko się zorientowali, że nie jestem Szkotem zaczęli nadawać na to, jacy Ci Szkoci wredni, że się nikt nie chciał zatrzymać... Wytłumaczyłem im parę spraw
Zabawnie było, bo chłopak siedział na łóżku a dziewczyna na fotelu, a droga tam bywa dość wąska (jechali Urquart Castle nad Loch Ness, ja tuż przez Inverness skręcałem w lewo). Zaraz za Fort William cieżarówka leżała w rowie, na dziewczynie zrobiło to wrażenie - nigdy wczesniej nie jechali ciężarówką - i za każdym razem jak było jakieś drzewo, rów po lewej, albo podjeżdżaliśmy bliżej do krawędzi w ogóle żeby się wyminąć podnosiła nogi i piszczała
Poza tym pierwsze wrażenie czasem też nie jest dobre w obie strony - można się przejechać, ale mozna też spędzić miło czas z kimś, kto na początku wygląda jak burak. Jednym razem wziąłem dwóch chłopaków, też z Fort William ale tym razem na południe. Wsiadają, jeden od razu się władował na łóżko i walnąl nogi na deskę rozdzielczą po czym zapytał, czemu nie jadę. Powiedziałem, że nie mogę, bo muszę widzieć oba lusterka, to on zdjął nogi i walnął się z butami do tego korytka co jest w Atego na silniku gdzie trzymałem dokumenty. Pomyślałem sobie "żółta kartka, no ale zobaczymy". Było z nimi moc uciechy.
Jak mi już zeszła gula to zagaiłem skąd są. Jeden z nich popatrzył na mnie i powiedział "z Waszyngtonu, mam nadzieję, że wiesz gdzie to jest". Obudził się we mnie troll. Odpowiedziałem, że oczywiście że wiem, i że byłem tam wczoraj. Oni zrobili wielkie oczy, że to przecież daleko - ja na to "nie, przecież to najwyżej 20 mil na południe od Newcastle, ciężarówką w 4,5 godziny dojechać można bez problemu". Oni zaczęli się prześcigać w oburzonych okrzykach, że to przecież Waszyngton, stan w USA, na północ od Kalifornii. Ja na to: "A ten, myślałem, że Wam chodzi o ten prawdziwy".
Generalnie ci dwaj kolesie to był piękny przykład skąd się biorą kawały o głupich Amerykanach. Pytali mnie na przykład czy nie jest to upokarzające dla europejskich kierowców, że muszą jeździć w tak urągających ich godności warunkach (jechaliśmy w Atego z wysoką kabiną sypialną). Zapytałem, co mają na myśli. Odpowiedzieli pytnaiem - czy widziałem kiedyś "porządną, amerykańską ciężarówkę". Jechaliśmy akurast tędy:
http://www.youtube.com/watch?v=LzujS0RJ88Q zapytałem ich jak sobie wyobrażają jazdę "porządną, amerykańską ciężarówką" tęduy. Spasowali.
W sumie miło czas zleciał, trochę ich trollowałem, ale trochę też rozmawialiśmy o Szkocji, która im się bardzo podobała. Na końcu podwiozłem ich własnym autem do centrum Glasgow (bo jechałem tylko do HIllington Industrial Estate, na obrzeżach), jazda moim kieszonkowym pudełkowatym japończykiem też była dla nich atrakcją. A potem zobaczyli XIX wieczne rudery w centrum i się zachwycili architekturą.
W sumie Amerykanom nie wiele trzeba do szczęścia