Po wyjeździe z Polkowic dojechaliśmy do bazy. Tam umyliśmy auto i pauza... Po godzinie 5 zatankowaliśmy potwora i ruszyliśmy w kierunku granicy. Przed tym jeszcze małe zakupy i ogień w kierunku wolfsburga. Okienko planowo było na godzine 11, ale juz w Zielonej Górze wiedzieliśmy, że nie zdążymy. Podczas kręcenia krótkiej pauzy dojechał kolega z firmy razem ruszyliśmy w dalszą droge. Okienko do rozładunku zostało przesunięte na 4:30... Po cięzkim dniu pracy bo aż 7 godzinnym... rozpoczęliśmy pauze na "cevie". Po 2 ruszyliśmy w strone fabryki VW. Planowo wjechaliśmy i już o 3:38 byliśmy w trakcie rozpinania firany w celu sprawdzeniu pasów przez "Helgę"
Po sprawnym rozładunki i załadunku nowych kontenerów naszym celem był Świebodzin... Po pustych autostradach jechało się całkiem przyjemnie... Potem oczywiscie natęzenie się zwiększyło. Jadąc, mijaliśmy kolejne auta z firmy, było tego dosyć dużo. Na miejscu trafiliśmy na wypadek i jakieś 20 minut spędziliśmy w korku. Po przyjeździe na firmę mieliśmy szczęście bo stały już gotowe, załadowane kofry... Szybkie brykowanie, prysznic i po 1.5h jesteśmy gotowi do dalszej jazdy. Dojechaliśmy w okolice Magdeburga i robiliśmy pauze... Okienko mieliśmy na 3:30. Po 9 godzinach pauzy pognaliśmy szaleńczym kłusem całe 84 km/h. Jesteśmy 20 minut przed czasem, wszystko idzie sprawnie i ruszamy w kierunku Świebodzina w drogę powrotną. Część przespałem więc nie pamiętam co się działo
Po drodze mijamy kolega Adama i okazuje sie, że zapomniałem butów na parkingu
Wracamy na miejsce naszej pauzy i zabieramy buty poczym dalej w kierunku PL. Po drodze złapaliśmy gume w naczepie i niestety nie mieliśmy zapasu, tylko do auta... Jadąc z kapciem i bez bierznika dotarliśmy do Swiebodzina:) Zostawiamy kontenery pod rampami, zmieniamy koło, które przywiózł inny kierowca Vitem i wracamy do na baze. Auto zostawiliśmy w Świebodzinie. Po przyjeździe do Przylepu, trafiliśmy na "dzień szakala"- czyli piątek. Potem pojechaliśmy na CPN łapać coś w kierunku domu. Po 30 minutach zatrzymało się Volvo ze śląska i szybkim tempem docieramy do Legnicy. Tam zabrał nas kierowca z Delty i wysadził 15 km od domu.
Trasę oczywiście mogę zaliczyć do udanych, ale niestety nie przejechałem się Actrosem... Może następnym razem
Kilka fotek
Szatan: